poniedziałek, 7 lipca 2014

ROZDZIAŁ 18


- Ej, stary, obiecaj, że będziesz dzwonił trochę częściej niż teraz - powiedziałam odwożąc Maćka na lotnisko. Te 4 dni minęły w zastraszającym tempie. Czułam smutek, ale po trochu też ulgę. Pech chciał, że bardzo polubili się z Bartmanem tego pierwszego wieczora i ten idiota potem ciągle za nami łaził. Teraz też pewnie siedziałby na tylnym siedzeniu, gdyby nie trening.
- Ty też czasem mogłabyś to zrobić siostrzyczko - odparł ironicznie.
- Dobra, dobra...- wywróciłam oczami i przyspieszyłam, by zdążyć przejechać przez skrzyżowanie, na którym akurat jeszcze paliło się zielone.
- Uhuhuhu! - braciszek nie krył podziwu - Ten stary rzęch jeszcze nieźle się trzyma! - Maciek nigdy nie podzielał mojej sympatii do starych samochodów. Od czasu kiedy ma prawko odkłada pieniądze na nowiutkie BMW z salonu. Białe rzecz jasna.
- Wanda to nie rzęch i proszę odnosić się do niej z szacunkiem! - zawołałam z oburzeniem, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Jasne, oczywiście - uniósł ręce w pojednawczym geście - Przepraszam Wandziu - powiedział czule głaszcząc deskę rozdzielczą. Prychnęłam. Chwilę potem zaparkowaliśmy w pobliżu lotniska. Poszłam otworzyć bagażnik by pomóc mu z walizkami.
- Naprawdę nie rozumiem o co tyle krzyku. Zbyszek to naprawdę fajny facet - zaczął. A temu co się nagle stało? Zakochał się czy co?
- Albo się przesłyszałam, albo właśnie powiedziałeś, że Bartman jest fajny.
- Oj Gośka, naprawdę nie wiem jaki ty masz problem. Oboje jesteście Polakami na obczyźnie, w podobnym wieku, chłopak chce się zaprzyjaźnić a ty... - No nie. Tego już za wiele.
- Zaprzyjaźnić?! - krzyknęłam z impetem kładąc torbę na ziemi - Po pierwsze, to kompletny idiota. Do tego cholernie pewny siebie, zarozumiały, szowinista...- zaczęłam wyliczać.
- No dobrze, może jest trochę nieokiełznany i ma specyficzne poczucie humoru, ale ty do świętoszek także nie należysz. Daj chłopakowi szansę, przecież to tylko koleżeństwo, jesteście sąsiadami, nie musicie od razu stawać przed ołtarzem.
- Jakby się chciał zakolegować to by mnie nie całował w przedpoko...- nie dokończyłam widząc szeroko otwarte oczy brata - Nieważne.
- Co?! Całowaliście się?! - krzyknął, a ja uciszyłam go ręką, uśmiechając się do kobiety, która właśnie nas mijała - Dlaczego ja nic o tym nie wiem? - dodał już ciszej.
- Bo nie ma o czym - westchnęłam ciężko.
- Jak to nie ma o czym? Facet cię pocałował, a ty mi nic nie mówisz. No to teraz wszystko jasne! - uśmiechnął się - Dlatego mnie tak wypytywał...- zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- To był wypadek...- zaczęłam, ale po chwili dotarł do mnie sens jego wypowiedzi - Jak to...wypytywał. - spojrzałam na niego pytająco akcentując ostatni wyraz - Gadaj natychmiast!
- Oj, no bo! - westchnął - Jak już mówiłem, Zbyszek jest w porządku. Można powiedzieć, że się zakumplowaliśmy, no i on powiedział mi co nieco, że cię lubi i tak dalej. No to mu tak napomknąłem, że lubisz jak facet jest zabawny, szarmancki... - Stop. Dość.
- Przepraszam...Co mu powiedziałeś?! Maciek, do cholery, jesteś moim bratem, ale to nie uprawnia cię do wtrącania się aż tak w moje prywatne sprawy! - byłam naprawdę wściekła.
- Gośka, spokojnie, to nic takiego. Powiedziałem mu tylko tyle, ile sama byś mu powiedziała, gdyby spytał - podszedł do mnie i złapał za ramiona.
- Wrzuć na luz, zapomnij o tym, co było i ciesz się życiem - delikatnie łapiąc palcami moją brodę zmusił mnie bym na niego spojrzał - A Zibi to naprawdę fajny facet tylko zgrywa takiego macho. Zaufaj mi, znam się na tym - mrugnął do mnie z wesołym uśmiechem, a ja przylgnęłam do niego.
- Nienawidzę pożegnań - wyburczałam w jego koszulę.
- Wiem, ja też, dlatego ja już pójdę, a ty jedź, tylko obiecaj mi, że zapomnisz o przeszłości i przestaniesz być taka poukładana - Zamarłam. Nie, nie mogłam mu powiedzieć, że Paweł tu jest. Że go widziałam. Rozmawiałam. Nie, nie w takiej chwili. Uśmiechnęłam się blado.
- No! Tylko obiecaj, że nie będziesz jadł za dużo tych obrzydliwych hamburgerów, że będziesz dzwonił, i w ogóle... - miałam nadzieję, że mój łamiący się głos potraktuje jako wzruszenie naszym rozstaniem.
- Jasne, siostra! To do zobaczenia! - uśmiechnął się szeroko, przelotnie pocałował mnie w czoło i odszedł w stronę lotniska. Westchnęłam. Gdy Maciek oddalił się już na tyle, że straciłam go z oczu, wsiadłam do samochodu i wróciłam do mieszkania.

~~***~~


Tegoroczny wigilijny poranek nie różnił się specjalnie od innych dni w roku. Prysznic, kawa, siłownia, bezsensowne wpatrywanie się w ekran telewizora. O 17:30 zaczynał się mój dyżur w szpitalu. Na szczęście Eric ma wolne, więc obędzie się bez jakiś dziwnych przypadków i eksperymentalnego diagnozowania. Przed wyjściem z domu odbyłam długą rozmowę z rodzicami i innymi członkami rodziny przez Skype. W domu jak zwykle panował rozgardiasz. Mama nawijała o nieumytej podłodze, ciocia o przesolonej grzybowej, a babcia o plamie na obrusie, która nie chciała się sprać. Uśmiechałam się do monitora niewiele rozumiejąc z tej paplaniny. Po chwili jednak rodzina się uciszyła i zaczęła składać życzenia. Odwdzięczyłam się tym samym i niedługo potem zakończyliśmy połączenie. Ekran zrobił się czarny, a mnie przepełniała nostalgia i smutek. Powinnam być tam teraz z nimi. Krzątać się po kuchni, nakrywać do stołu, układać pod choinką prezenty. Zamknęłam laptopa i popatrzyłam na świecące drzewko stojące pod oknem. Nie Gośka, nie możesz się teraz rozklejać - powiedziałam do siebie, żwawo wstałam z kanapy, chwyciłam torbę i opuściłam mieszkanie.
W szpitalu było nadzwyczaj spokojnie i cicho. Słychać było tylko rozmowy prowadzone ściszonymi głosami, szum i pikanie maszyn, gdzieniegdzie dialogi z Kevina samego w domu lecącego w telewizji. Jak widać nie tylko w Polsce to tradycja. Uśmiechnęłam się do siebie nieznacznie, ubrałam fartuch i ruszyłam na obchód. Pacjenci byli wręcz nieznośnie mili, nikt się nie skarżył, niemal wszyscy składali mi życzenia. Jak to mówią, w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem. Po skończonym obchodzie ruszyłam do pokoju lekarskiego uprzednio kupując kawę w automacie obok windy. Wchodząc do pomieszczenia zamarłam.
- Bartman?! Co ty tu robisz? - wykrzyknęłam zaskoczona widząc atakującego stojącego pod oknem. Odwrócił się i uśmiechnął.
- Jesteś wreszcie, czekam na ciebie - powiedział - Byłem u ciebie w mieszkaniu, ale nikogo nie zastałem, więc pomyślałem, że jesteś tutaj. Dziś Wigilia, więc...
-....więc nikt nie powinien być sam, zwierzęta mówią ludzkim głosem, bóg się rodzi, noc cudów i te inne. - dokończyłam - Przyniosłeś chociaż coś do jedzenia?
- Tak po prostu? - wyglądał na zbitego z tropu - Żadnego "Spadaj stąd Bartman, nikt cię nie zapraszał" i te inne? - westchnęłam. No tak, a ten już zaczyna.
- Siadasz czy wychodzisz? - spytałam zniecierpliwiona
- Siadam, siadam, dobra! - uniósł ręce i usiadł obok mnie na kanapie - Przyniosłem pizzę i wino. - patrzyłam jak wykłada wszystko na mały stolik i uśmiechnęłam się widząc chateau, które ostatnio wylądowało mu pod nogami.
- No to...joyeux Noel? - zapytałam gdy oboje podnieśliśmy kieliszki z trunkiem.
- Wesołych świąt, Gosiu - odpowiedział i popatrzył na mnie z powagą. Odchrząknęłam i sięgnęłam po kawałek pizzy. 
Godzinę później zwijałam się ze śmiechu, gdy Zbyszek opowiadał o ostatnim zgrupowaniu kadry, o Michale Winiarskim, który podłożył Bartkowi Kurkowi martwą rybę pod poduszkę i gdy ofiara żartu zorientowała się co to za dziwny oślizgły przedmiot, biegała z krzykiem po ośrodku a potem w ramach zemsty ukryła owe martwe zwierzę w spodenkach kadrowego żartownisia lub o Igle, który bezskutecznie próbował nakręcić podśpiewującego pod prysznicem Marcina Możdżonka. 
- No cóż, nie mam się czym zrewanżować, moje życie nie jest aż tak barwne - powiedziałam ocierając łzy radości.
- A jakie jest? - spytał po prostu. A ja mu odpowiedziałam. Po prostu.

_________________________________
No i jestem.Trochę spóźniona, ale do tego pewnie już się przyzwyczailiście. U nas lipiec, a tu grudzień i święta :D
Dzisiaj niezbyt miły dzień, bo jak wiadomo Brazylia pokonała Włochów 3:1 i tym samym zapewniła sobie awans do Final Six. Nie ma co wieszać psów na Włochach, bo to nie ich wina, że się nie zakwalifikowaliśmy, tylko nasza i koniec kropka. Tego lata Polska będzie mistrzem świata i na tym się skupmy ;)
Dziku nam wylądował w Ankarze, krążą też słuchy, że Zbyszkiem również interesuje się liga turecka, czyżby szykowało nam się spotkanie po latach? :D

Komentujcie proszę, bo ostatnio odechciewa mi się wszystkiego...

Do następnego,
India

Jednopart z Wroną będzie wkrótce.





11 komentarzy:

  1. Czyżbym trafiła pierwsza? Oby!
    Zwierzęta mówią ludzkim głosem, noc cudów to i Gosia ze Zbyszkiem miło spędzają czas. Lubię takie świąteczne rozdziały.
    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozegnania sa czyms najgorszym w naszym zyciu. Bez względu czy ktos jedzie 100 km czy wybral sie na tamten swiat. Dlatego wcale sie nie dziwie placzom pod lotniskiem.
    Zyczenia przez skype lub fon? Dzisiaj to normalne... :(
    Zibi w szpitalu z pizza i winem? LUBIĘ TO!
    Gosciu podbija do Gochy, wkupuje sie w rodzinke, podpytuje brata. Juz nie moge sie doczekac jak wydarzy sie cos wiecej Miedzy tymi dwoje.
    PS. Ma sie rozumiec, ze Malgorzata nie pila w trakcie pracy ^^
    Buziaki przesylam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wlaśnie, że piła, bo to zła kobieta jest! :D Mały kieliszek przy takim święcie nie zaszkodzi^^

      Usuń
  3. Ale tak winko w czasie pracy? Nie ładnie. Ciekawe czy brat Gośki nadal się tak dobrze dogadywał z Bartmanem gdyby wiedział wcześniej o pocałunku. Coraz częściej (świadomie lub nie) są dni dobroci dla zwierząt. Gośka chyba nie świadomie daje Zbyszkowi dostęp do swojego serca.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. nie no.. :D czyżby Zibi wziął rady Maćka do serca.. :D? tylko pytanie, czy Gośka się przełamie i pozwoli mu zbliżyć się trochę do siebie ;p
    co do wczorajszego meczu. niestety nie miałam przyjemności oglądać, ale wynik śledziłam na bieżąco.. i szczerze mówiąc? Brazylia pokazała, że tym razem była lepsza. nam nie pozostaje nic innego jak pogratulować im wejścia do Final Six i przygotowywać się do Mistrzostw Świata! szkoda tylko, że takie hejty lecą teraz na Naszych.. ;x przynajmniej widać, ilu mamy prawdziwych kibiców ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoro Zbyszek już brata Gosi poznał, to tylko reszty rodziny brakuje, a potem to już zaręczyny, ślub, wesele, dom, dziecko, pies, drzewo i rodzina gotowa :-D
    A z resztą to ja chętnie bym poczytala o takiej sielance :-D
    Całuje :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zibi ma błogosławieństwo i zapewne zacznie działaś jeszcze "skuteczniej" Może jednak, pomijając ich charaktery, uda im się spędzić kilka dni w takiej jak dzisiejsza atmosfera? Zastanawia mnie tylko to, że ona piła wino w pracy! Nie ładnie, nie ładnie!
    Co do meczy.... w takich chwilach widać ilu jest prawdziwych kibiców...
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem ! Przepraszam, ale zapomniałam o twoim blogu, bo ja za często to nie wchodzę na polubione strony :P. Niech oni będą razem PROSZĘ !!!. Rozdział jak zwykle świetny :). Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach u mnie w zakładce SPAM, byłabym wdzięczna :*. Pozdrawiam Dooma :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Odpowiedzi
    1. Jak to mówią, po alkoholu człowiek staje sie śmielszy i o wiele bardziej wychodzi mu mówienie prawdy. Mam nadzieję, że było tak i w tym wypadku. Bardzo im kibicuję!

      Usuń
  9. Przepraszam, że dotarłam tu dopiero teraz, ale ostatnio miałam strasznie mało wolnego czasu i tak jakoś samo wyszło, że pojawiam się tu dopiero dziś :)
    Rozdział, jak zawsze świetny! :) Strasznie mnie cieszy, że Gośka powoli przekonuje się do Zbyszka, a bynajmniej tak to wygląda :) Być może to alkohol zaczął działać, przez to wydał się w jej oczach fajniejszy, haha? :D Po cichu mam jednak nadzieje, że po prostu zaczęła go lubić i wino nic nie ma z tym wspólnego XD Pozostało czekać aż coś więcej się między nimi zadzieje.. ^^
    Informuj mnie szybko, jak tylko dodasz nowy rozdział! :) Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń