poniedziałek, 24 lutego 2014

ROZDZIAŁ 12

Obudziły mnie dźwięki zwiastujące połączenie przychodzące. Na pół śpiąco rozejrzałam się w poszukiwaniu telefonu. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałam:
- Słucham. - wychrypiałam zaspanym głosem.
- Gośka, co ty śpisz? Już po czternastej - rozbudziłam się nieco. To był Maciek.
- Nieprzyjemna noc, szkoda gadać - odpowiedziałam zdawkowo.
- Hmm, na pewno nieprzyjemna? - zbyt dobrze go znałam, żeby nie wiedzieć, że uśmiecha się kpiąco.
- Nie wkurzaj mnie, to nie jest odpowiedni moment.
- Uuu, słyszę, że rzeczywiście było ostro - teraz już śmiał się na głos.
- Dzwonisz tylko po to, żeby się ze mną droczyć czy masz jakiś konkrety powód? - wypaliłam
- Dobra, siostra spokojnie, widzę, że coś jest na rzeczy. A dzwonię, bo mój wyjazd do stanów się trochę opóźnia, na dodatek mam przesiadkę w Paryżu, więc pomyślałem, że...
- Żartujesz? - teraz byłam już w pełni przytomna - To genialnie!
- Też tak sądzę.
- Kiedy?
- W przyszłym miesiącu, dokładnie 15 grudnia.
- Rany, rodzice oszaleją jak się dowiedzą, że żadne z nas nie przyjedzie na święta.
- Poradzą sobie - powiedział Maciek.
- No dobra, to na ile przyjeżdżasz? Może uda mi się ugadać jakieś wolne u Michela.
- Na 2-3 dni, dłużej nie da rady.
- Okej, to zdzwonimy się jeszcze. Jeju, ale się cieszę! - byłam pełna entuzjazmu.
- Ja też siostra, to do zobaczenia.
- Kocham cię.
- Wiem, pa - powiedział ze śmiechem i się rozłączył. Odłożyłam telefon i przeciągnęłam się wzdychając. Naprawdę strasznie się ucieszyłam, że Maciek przyjeżdża. Nie widziałam go od czasu mojego wyjazdu. Martwiłam się tylko trochę o rodziców, na pewno nie będą zachwyceni, kiedy się dowiedzą, że nie będzie nas w święta. Dla mnie to obojętne, bo jestem ateistką i właściwie nie przepadam za tym całym cyrkiem z opłatkiem, siankiem i tak dalej, ale wiem, że dla rodziców to ważne, tym bardziej się niepokoję jak to przyjmą. Niestety nawet gdybym chciała to nie mam możliwości przyjechać. Podczas Bożego Narodzenia w szpitalu nie dyżuruje zbyt wielu lekarzy, w razie nagłych przypadków są oni dopiero wzywani, dlatego na dyżury wybierają tych naiwniaków i popychadła jakimi są stażyści. Jestem pewna, że Michel nie da mi wolnego, więc wyjazd do Polski całkowicie odpada. Byłam spokojna, bo wiedziałam, że moi staruszkowie jakoś to przeboleją, będą mieli przecież Maćka, ale teraz kiedy on też wjeżdża...Muszę jak najszybciej do nich zadzwonić i porozmawiać z nimi o tym. Pogrążona w myślach wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Po szybkim i orzeźwiającym prysznicu, stanęłam przed lustrem i stłumiłam okrzyk przerażenia. Odsypianie nocy nie jest zbyt korzystne dla cery, chyba muszę to zapamiętać. Westchnęłam i odpaliłam działo jakim są kosmetyki. Po solidnej dawce podkładu i jeszcze większej korektora moja twarz prezentowała się w miarę normalnie. Podkreśliłam oczy kredką i tuszem, nieokiełznane włosy związałam w koński ogon i opuściłam łazienkę. Przebrałam się, wypiłam szybką kawę i wyszłam z domu.
Dzień w pracy minął bez większych niespodzianek. Głównie kręciłam się po przychodni, pomagałam też chwilę na ostrym dyżurze, kiedy przywieziono ofiary z jakiegoś większego wypadku. Kiedy powoli zaczynałam zbierać się do wyjścia i uzupełniałam karty pacjentów znalazł mnie Michel:
- Margaret, jak będziesz wychodzić zajrzyj na chwilę do mojego gabinetu. - powiedział poważnym, niepodobnym do niego tonem.
- Coś się stało? - zestresowałam się trochę.
- Nie, to nic wielkiego. Jak skończysz, to przyjdź, musimy porozmawiać. - odrzekł i nie czekając na moją reakcję wyszedł z pokoju lekarskiego. Przez krótką chwilę siedziałam lekko oniemiała wpatrując się bezmyślnie w zamknięte drzwi. Powróciłam do dokumentów cały czas zastanawiając się, o co może chodzić Michelowi. Chyba nie spisywałam się aż tak źle, że chce mnie wywalić ze stażu? Dotychczas miałam wrażenie, że całkiem nieźle dawałam sobie radę, Michel też nie zgłaszał żadnych uwag, zawsze był życzliwy i pomocny, czasem nawet mnie chwalił. Więc co się stało? Nie mogąc dłużej znieść tej niepewności, schowałam papiery do torby, żeby dokończyć je w mieszkaniu i walącym sercem ruszyłam do gabinetu mojego przełożonego. Zapukałam i usłyszałam mruknięcie oznaczające, że mam wejść. Przekroczyłam próg i zamknęłam za sobą drzwi. Michel w milczeniu wskazał mi krzesło. Usiadłam i zaczęłam nerwowo pocierać dłońmi. Rozglądałam się po całym pomieszczeniu pilnując by nie trafić na jego wzrok.
- Margaret...- zaczął z powagą - Niebawem zjawi się u nas nowy diagnosta, światowej klasy specjalista, pewnie już o tym słyszałaś - nie byłam w stanie odpowiedzieć z powodu rosnącej guli w gardle, więc nieznacznie kiwnęłam głową - Świetnie. Otóż pan Eric po swoim przyjeździe do nas będzie potrzebował czteroosobowego zespołu lekarzy. Jako immunolog byłabyś bardzo przydatna. - Że co? Czy on mi właśnie proponuje posadę u boku Jamesa Erica, jednego z najlepszych diagnostów na świecie? Nie wierzę, ludzie trzymajcie mnie, to na pewno jakiś żart, gdzie są kamery?
- Słu słucham? - wpatrywałam się w Michela z otwartymi ustami.
- Hahaha, oj Margaret...- roześmiał się i oparł na krześle. - Pewnie myślisz, że to jakiś żart - zaczęłam skwapliwie kiwać głową, na co Michel ponownie się uśmiechnął - Wiem, że nie masz jeszcze egzaminu ze specjalizacji, ale zgodnie doszliśmy do wniosku, że to tyko formalność, którą możesz spokojnie nadrobić pracując dla pana Erica. Wiesz, że w naszym szpitalu nie ma zbyt wielu immunologów, w dodatku jesteś młoda i tobie bardziej przyda się ta posada. Wiąże się to również z tym, że godząc się na tę propozycję, przestajesz już być stażystką, dostajesz normalną umowę o pracę, a to z kolei oznacza większe zarobki. - słuchałam jego słów jak zaczarowana - Oczywiście nie musisz teraz podejmować decyzji, ale pan Eric będzie u nas już niebawem, więc dobrze by było gdybyś odpowiedziała w ciągu najbliższych dwóch dni, żebyśmy w razie czego mogli znaleźć kogoś innego. Chociaż osobiście uważam, że to dla ciebie, jako lekarza znakomita propozycja... - zawiesił na chwilę głos - Ale oczywiście zrobisz jak zechcesz.
- Ale czy on będzie chciał pracować ze mną? - spytałam, odzyskując jako tako trzeźwość myślenia.
- Pan Eric ma cóż...specyficzne kryteria. - spojrzał na mnie znacząco, a ja wytrzeszczyłam oczy - Poza tym ma również specyficzny charakter. Cóż, sama zobaczysz. - uśmiechnął się i po chwili odezwał się jego pager. - Przepraszam cię, ale muszę iść. Gdybyś miała jakieś pytania, to nie krępuj się, zawsze możesz zadzwonić.
- Dobrze. - odpowiedziałam tylko.
- I nie miej takiej miny. To naprawdę niezwykła szansa. - uścisnął moje ramię i wyszedł zostawiając mnie na środku gabinetu. Ciągle byłam pełna niedowierzania. Ja? Pracująca z Erickiem? To niemożliwe...Po chwili ogarnęłam się na tyle, że opuściłam gabinet, wróciłam do pokoju lekarskiego, zabrałam torebkę i dokumenty i wyszłam ze szpitala. Kiedy dotarłam na parking i ruszyłam w stronę swojego auta usłyszałam, że ktoś woła moje imię. Mimowolnie się spięłam i odwróciłam się w stronę źródła krzyku. Cholera, a ten co tu robi?
- Czego chcesz Bartman? - spytałam bez ogródek.
- Byłem odebrać dokumenty, pomyślałem...pomyślałem, że powinniśmy porozmawiać.
- Powinniśmy? Ja nie mam z tobą o czym rozmawiać. - boże, jak on mnie wkurza i jeszcze ma czelność zaczepiać mnie pod moim miejscem pracy!
- Uważam, że musimy coś wyjaśnić, ja muszę, proszę.
- Nie ma czego wyjaśniać. Pocałowałeś mnie, dostałeś w twarz i koniec tematu. Lepiej nie wchodźmy sobie w drogę, żegnam. - odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę samochodu.
- Gosia! - nie zatrzymywałam się - Gosiu, błagam!!! - wrzasnął, a ja stanęłam. W tej właśnie chwili zyskaliśmy kilku gapiów, którzy z rozbawieniem zaczęli przyglądać się tej scenie. Żeby nie przedłużać tego cyrku, westchnęłam ze złością i jak gdyby nigdy nic, spokojnym krokiem udałam się do samochodu Zbyszka i wsiadłam. Nie ma co, niezła ze mnie aktorka. Zamknęłam drzwiczki i zerknęłam na Bartmana, który uśmiechał się szeroko.
- Czego się szczerzysz jak idiota? Mieliśmy rozmawiać. - syknęłam.
- Jasne.
- No to mów! - zaczynałam tracić cierpliwość.
- Będziemy rozmawiać, ale nie tutaj - powiedział i z piskiem opon opuścił teren szpitala.
Nie no...ja go kiedyś zabiję...

__________________________________
Witam, witam, witam! Przepraszam, rozdział miał się pojawić wczoraj, ale z okazji urodzin, trochę mi się zabalowało, więc dodaję dzisiaj. :)
-Zakończenie historii Oliwii muszę na trochę odłożyć, chcę, żeby zgadzało się w czasie z historią Margaret.
-Domyślacie się kim inspirowany będzie doktor Eric? :D
-Dodałam zakładkę Bohaterowie. Ktoś kiedyś pytał o to, więc stwierdziłam, że w zasadzie nie zaszkodzi, żeby była :)
- Zachęcam do pisania na gg i zostawiania adresów swoich blogów.
- No i....KOMENTUJCIE! :D

No to chyba tyle z ogłoszeń parafialnych. Strasznie chaotycznie dzisiaj to wyszło xD

Do następnego!
India

8 komentarzy:

  1. Czyzby House bedzie inspiracja? ;)
    Mam nadzieje, ze Goska sie zgodzi :)
    Ja tez jestem ateistka i rowniez nie ogarniam zamieszania wokol swiat ale mniejsza z tym.
    100lat niech zyje, zyje nam. A kto? India! :*
    Sciskam serdecznie i do zobaczyska na kawie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo, zgadłaś! Nie byłabym sobą gdybym go tutaj nie przemyciła :D
      Dzięki za życzenia i do jutra :)

      Usuń
  2. Ach a ja nie wiem co mam pisać bo w tym rozdziale podoba mię się wszystko (no może za wyjątkiem tego że przerwałaś w takim momencie!). Ten Zbyszek bardzo mi się spodobał. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin przede wszystkim weny. Pozdrawiam i do następnego Ania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba budować napięcie ;) Dziękuję za życzenia i również pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Bartman, to się nazywa porwanie... Jestem ciekawa co on też wymyślił ;D Widzę że Gosia ma szansę współpracować z pewną wersją "Dr. Housa" prawda? Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbychu jak zwykle kreatywnie xD Tak dokładnie, dr House to postać, którą absolutnie uwielbiam, dlatego musiałam go tutaj jakoś wkleić :D Pozdrawiam.

      Usuń
  4. No ale żeby przerywać w.takim momencie?! Toż to karalne jest.;D
    Nie przepadam za Zbyszkiem, ale blog.mi się.bardzo podoba Kochana ;) jeśli ten doktor Eric będzie miał teksty równie dobre jak.Hause to podejrzewam że w następnych komentarzach będę pozdrawiac z podłogi ;D
    Trochę spóźnione, ale co tam.. Wszystkiego najlepszego ;*
    Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie jestem w trakcie pisania, więc....kto wie ;) Bardzo dziękuję za komentarz i życzenia. Pozdrawiam ;*

      Usuń