środa, 5 marca 2014

ROZDZIAŁ 13


Droga mijała w milczeniu. Tylko ciche pobrzękiwania radia chroniły nas przed absolutnie głuchą ciszą. Byłam tak wkurzona, że nie miałam zamiaru się odzywać. Niewykluczone, że skończyło by się na przejściu do agresji fizycznej. No ale Zbyszek prowadził samochód, więc mając na uwadze swoje zdrowie postanowiłam trzymać nerwy na wodzy, choć nie byłam pewna jak długo jeszcze będę w stanie wytrzymać. Droga nie miała końca, a przynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie. Uderzałam palcami w udo i wymownie wzdychałam patrząc w szybę. Bartman widząc moje zachowanie uśmiechał się pod nosem co tylko potęgowało moją irytację. Żałowałam, że wsiadłam z nim do tego przeklętego samochodu. Powinnam po prostu, nie zważając na jego idiotyczne wrzaski pójść do swojego auta i odjechać. Ale kiedy w tamtej chwili zobaczyłam grupkę ludzi na parkingu, którzy zaczęli traktować tę scenę jako świetną rozrywkę od razu oczyma wyobraźni widziałam jak następnego dnia w pracy bezskutecznie próbuję ignorować złośliwe uwagi i uśmieszki pod moim adresem. Zazwyczaj takie rzeczy mnie nie ruszają, ale wszystko co dotyczyło Bartmana automatycznie stawało się irytujące i nie do wytrzymania. Rozmowa z nim wydała mi się więc mniejszym złem. No tak, tylko o czym on chce ze mną rozmawiać? Pewnie o tym nieszczęsnym pocałunku...Szczerze mówiąc, to na początku byłam strasznie na niego zła. No, ale potem zaczęłam się nad tym zastanawiać i doszłam do wniosku, że w zasadzie nie miałam powodu. Zrobił, to co zrobił, był w tym hmm...dosłowny, ale nie ukrywał swoich emocji i to raczej było na plus. Gorzej, że  to wszystko było skierowane na mnie. Może ktoś uzna, że to tylko takie gadanie, ale nie zamierzałam się w nic pakować po aferze z Pawłem. Pomijając to, że mój związek ze Zbyszkiem to coś absolutnie niemożliwego. Byliśmy tak różni, że prędzej byśmy się nawzajem pozabijali niż cokolwiek by z tego wyszło. No i nie związałabym się ze skończonym kretynem, a Bartman, chcąc nie chcąc przodował w tej grupie. Cóż, postanowiłam po prostu zignorować ten incydent i trzymać się od niego jak najdalej, no ale jeśli ktoś mieszka nad tobą i wie gdzie pracujesz, to raczej ciężko jest z dnia na dzień stać się niewidzialnym. Pracy zmienić nie mogłam, przeprowadzka też nie wchodzi w grę...Więc wyszło na to, że siedzę z nim w aucie i mija wieczność, Zbyszek się nie zatrzymuje, a jesteśmy już na przedmieściach Paryża.
- Daleko jeszcze? - spytałam w końcu będąc na skraju wytrzymałości nerwowej. Zbyszek posłał mi tajemniczy uśmiech i odwrócił wzrok z powrotem na drogę. On to robi specjalnie, nie?
Po kolejnych minutach, dla mnie odczuwalnych jako długie lata zatrzymaliśmy się pod jakimś budynkiem. Wyjrzałam i dostrzegłam  ozdobny szyld: "Les crêpes".  Momentalnie się we mnie zagotowało:
- Wiozłeś mnie przez cały Paryż, żeby zjeść naleśniki??!! Mieliśmy rozmawiać! - wybuchłam.
- I będziemy rozmawiać - powiedział spokojnie - i jeść.
- Do kurwy nędzy, Bartman! W Paryżu są tysiące naleśnikarni, więc czemu wybrałeś akurat tę najdalej?! - popatrzył na mnie spode łba:
- Chyba mówiłem coś o zwracaniu się po nazwisku.
- Gówno mnie to obchodzi, z twoich ust non stop wychodzi sieczka, trudno wyłapać coś sensownego! - Ups, chyba się rozkręciłam. Nie moja wina, że on tak bardzo podnosi mi ciśnienie, że aż tracę panowanie nad sobą.
- Po prostu myślałem...- chyba jednak trochę zaskoczył go mój wybuch - ...ta jest moją ulubioną, byłem w niej pierwszy raz, kiedy tu przyjechałem i...
- Dobra, koniec tych sentymentalnych wywodów. Idziemy? - powiedziałam. Bartman skinął głową i ruszyliśmy do drzwi. Po wejściu do środka od razu wyhaczyłam najbardziej oddalony i osłonięty stolik. Zbyszek zamówił pół karty, ja przez nerwy kompletnie straciłam apetyt i wzięłam sok pomarańczowy. Czekaliśmy w ciszy.
- Powiesz coś w końcu? - spytałam siląc się na obojętny, normalny ton. - Chciałeś coś wyjaśniać. - Bartman otworzył szeroko oczy. Rany, czy on jest  s p e s z o n y? Ludzie, dawajcie aparat, to niemożliwe!
- Chodzi o to...co stało się tam, wtedy, u ciebie...
- Masz na myśli pocałunek - oznajmiłam po prostu.
- Tak. Ja nie wiem, jak to się stało, nie chciałbym, żebyś sobie pomyślała, że jestem jakimś podrywaczem czy coś. - Roześmiałam się głośno, a Zbyszek popatrzył na mnie zaskoczony.
- No, ale ty jesteś podrywaczem. Chyba wszyscy to wiedzą - powiedziałam ciągle chichocząc. Bartman uśmiechnął się ironicznie.
- No cóż, skoro tak stawiasz sprawę - powiedział rozluźniony - To chyba nie mamy o czym rozmawiać.
- Od początku ci mówiłam. - odparłam kwaśno.
- Czyli co, zapominamy o tym? Sztama?
- Zapominamy, ale zapomnij też o sztamie.
- Ehh, a już myślałem, że będziemy kumplami. Będziemy spędzać czas razem, na przykład w sypialni...
- Dosyć!
- No dobra, dobra! Na pewno nie chcesz jeść? To jest pyszne! - wskazał na stos naleśników na swoim talerzu.
- Dzięki. Nie lubię naleśników. - powiedziałam i skrzywiłam się z niesmakiem.
- Co? Wszyscy lubią naleśniki!
- Jestem wyjątkiem.
- Coraz bardziej mnie intrygujesz.
- Intryguję cię, bo nie lubię naleśników? - skinął głową z uśmiechem - No właśnie, oto dowód, że jesteś idiotą.
- Brak sztamy nie oznacza obrażania się nawzajem - pogroził mi widelcem.
- Przy tobie nie mogę się powstrzymać - powiedziałam słodko, a Bartman zmrużył oczy.
- Pośpiesz się... - minęło pół godziny, a Zbyszek ciągle jadł. Żołądek bez dna. Dawno już bym była w domu, ale oczywiście KTOŚ nie pozwolił mi jechać swoim samochodem. Po kolejnych kilkunastu minutach, w końcu opuściliśmy restaurację. Droga powrotna minęła bez większych spięć, Bartman podśpiewywał, cholernie fałszował, co było irytujące, ale do zniesienia. W pewnym momencie zorientowałam się, że skręca nie w tę ulicę co trzeba.
- Gdzie ty jedziesz? - spytałam
- No jak to gdzie? - odparł zaskoczony - Do mieszkania.
- Halo!! A mój samochód?!
- Zabierzesz go jutro.
- Nie wiem czy wiesz, ale muszę jutro jakoś dojechać do pracy. Nie uśmiecha mi się specjalnie jazda metrem. - powiedziałam ironicznie.
- Odwiozę cię - rzucił lekko.
- Nie ma mowy, chcę moje auto, zawracaj.
- Gośka, to bez sensu, jutro cię odwiozę i będzie po sprawie.
- Nie mów do mnie Gośka. A poza tym jutro idę wcześniej, bo mam ważne spotkanie, na pewno masz wtedy trening.
- Idziesz na 9, a trening jest o 10:30.
- Znasz mój rozkład dnia?! - krzyknęłam
- Ma się ten wdzięk i znajomości - odpowiedział zdawkowo i uśmiechnął się tajemniczo. Oh, to pewnie ta głupiutka Alice z recepcji! Przyrzekłam sobie, że jutro się z nią rozprawię.
- Dobra, może inaczej...- zaczęłam - Nie chcę, żebyś mnie odwoził.
- Dlaczego? Z moim autem jest coś nie tak?! - Uuu, zdenerwował się. Mówi się, że samochód mężczyzny to przedłużenie...A zresztą nieważne.
- Z tobą jest coś nie tak. A poza tym mój wóz jest lepszy. - uśmiechnęłam się, a Bartman prychnął.
- Nie sądzę. Czym ty właściwie jeździsz?
- Och, nie chciałabym psuć ci niespodzianki - zaczynało mnie to bawić.
- Jeśli próbujesz mi wcisnąć kit, że masz porszaka albo ferrari, to nie uwierzę.
- No i dobrze, bo to żaden z nich.
- No to co?
- Zobaczysz - powiedziałam tylko. Zbyszek wyglądał jakby chciał jeszcze podrążyć temat, ale właśnie dojechaliśmy na miejsce. Wyskoczyłam z auta i pognałam do mieszkania. Niestety Bartman dogonił mnie na schodach.
- To o której jutro?
- Ósma trzydzieści - odpowiedziałam i po chwili dodałam - Jak się spóźnisz, to jesteś martwy.
- Jasne, jasne, ósma trzydzieści przy moim aucie.
- Dobra. Cześć.
- Dobrej nocy - powiedział, a ja weszłam do mieszkania. Od razu po przekroczeniu progu poczułam ogromne zmęczenie. Wzięłam chłodny prysznic by choć trochę się pobudzić. Czekał na mnie jeszcze stos papierów do uzupełnienia, a jutro jeszcze spotkanie z tym cholernym Erickiem....Mam nadzieję, że nie jest taki straszny jak wszyscy mówią. To, że był wredny nie stanowiło dla mnie żadnego problemu, daję radę i potrafię się odgryźć, bez względu na to czy zostanie moim szefem czy nie. Bardziej ciekawiło mnie jego podejście do pacjentów, a raczej jego brak. Słyszałam, że unika kontaktu z chorymi, chyba, że jest to absolutnie konieczne, traktuje ludzi jak zagadki, co w ogólnym mniemaniu trochę mija się z powołaniem lekarza. Niemniej jednak Eric jest również jednym z najlepszych w swoim fachu i mam nadzieję, że wiele się będę mogła dzięki niemu nauczyć.
Zrobiłam sobie garnek zielonej herbaty i po chwili byłam pochłonięta skrupulatnym wypełnianiem dokumentacji. Skończyłam grubo po pierwszej, więc padłam wykończona na łóżko i momentalnie zasnęłam.
Budzik zadzwonił o siódmej, a ja czułam się jakbym w ogóle nie spała. Postanowiłam więc uciąć sobie jeszcze krótką drzemkę, co okazało się dużym błędem. Kiedy ponownie otworzyłam oczy i spojrzałam na zegar, wskazówki wskazywały dokładnie ósmą. Zerwałam się na równe nogi i pognałam do łazienki. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach nic nie szło po mojej myśli. Włosy nie chciały się ułożyć, tusz się rozmazał. Gdy opuściłam pomieszczenie była już ósma trzydzieści. Cholera, Bartman pewnie już czeka. Wypiłam trochę kawy, ubrałam się, zabrałam torebkę i wybiegłam z mieszkania. Kiedy dotarłam na parking zauważyłam Zbyszka nonszalancko opierającego się o samochód. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się kpiąco i postukał palcem w zegarek na nadgarstku. Wywróciłam oczami i przyśpieszyłam kroku.
- A podobno to ja miałem być martwy, jeśli się spóźnię choćby minutę - powiedział kiedy wsiadałam do auta.
- Nie wkurzaj mnie, tylko ruszaj! - nakazałam zniecierpliwiona. Bartman skinął głową i nie zmazawszy tego ironicznego, krzywego uśmieszku z twarzy wyjechał z parkingu.
- Nie możesz jechać szybciej? - spytałam kiedy zatrzymaliśmy się na kolejnym skrzyżowaniu.
- Cóż, mając na uwadze chęć zatrzymania prawa jazdy, zdrowie i życie, to nie. Jest czerwone światło. - prychnęłam w odpowiedzi i spojrzałam w szybę. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce.
- Miałaś pokazać mi czym jeździsz - powiedział kiedy otworzyłam drzwi.
- Cholera, Bartman, jestem spóźniona, kiedy indziej.
- Nie. Obiecałaś! - powiedział i ruszył do przodu uniemożliwiając mi wyjście. Westchnęłam zrezygnowana.
- Nic ci nie obiecywałam - powiedziałam, a po chwili dodałam -Podjedź pod miejsce 243B, tam stoi moje auto. A teraz mnie wypuść.
- Dobra, dobra. Ale to nie koniec tej rozmowy - odrzekł, a ja już szłam w stronę drzwi. Wtargnęłam do szpitala i Alice(trzeba coś wymyślić za to, że ujawniła mój grafik Zbyszkowi, niestety teraz nie miałam na to czasu) powiedziała:
- Dr Eric już czeka.
Złapałam windę i po chwili biegłam szpitalnym korytarzem w stronę gabinetu nr 340. Wpadłam zziajana do pomieszczenia i momentalnie wszystkie oczy zwróciły się na mnie.
- Na żywo wyglądasz jeszcze bardziej sexi - powiedział jakiś mężczyzna, a ja otworzyłam szeroko oczy.

________________________________________
Wiem, że krótki, wiem, że beznadziejny, ale najprawdopodobniej nie będę miała czasu, żeby pisać w weekend, więc dodaję, kiedy mogę.

KOMENTUJCIE, KRYTYKUJCIE, COKOLWIEK <3 :D

 I na koniec moja mała refleksja:
Tydzień temu spotkałam się z Łasicą. Widziałyśmy się po raz pierwszy w życiu, ale gdyby nie to, że ograniczał nas czas, gadałybyśmy chyba do nocy :) Zachęcam Was do zawierania internetowych znajomości(oczywiście w granicach rozsądku i rozwagi), dzięki temu możecie poznać wiele wspaniałych, mega pozytywnych i  fantastycznych osób. Asiu, pozdrawiam Cię publicznie haha, jesteś świetna! :D

No to chyba tyle mojego biadolenia.

Do następnego,
India :*

7 komentarzy:

  1. Kocham Cie Wariatko Moja!!! ♥
    Nastepna kawa już niedługo! :) strzez sie ;)
    Rozdzial....
    Hmm....
    No więc....
    Swietny!
    Pierdolko Moja jest genialny.
    Zibi speszony. Chcialabym to zobaczyc.
    Powiem Ci, ze nie dziwie sie Gosi, ze tak sie irytuje, bo ja odczuwam to samo. A nawet ze zdwojona siłą? :)
    Ciekawi mnie mina siatkarza jak zobaczy auto sasiadki. ^^
    Ja lubię naleśniki, ale nie żebym jechala specjalnie na drugi koniec miasta... ja jade do innego, gdzir moja Mamusia robi wysmienite! Hahhaha!!! ^^
    Dokladnie glowy do poduszki w celu drzemki to najgorsze co przychodzi nam na mysl! Stanowcze nie drzemkom rano! Ale w poludnie to co innego :D
    Komentarz bez ladu i skladu... ale jest.
    Czekam na nastepny rozdzial, zycze wiecej czasu, weny i usmiechu ;)
    Caluje i milego dnia Kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, ja się nie boję, to ty się strzeż! :D Auto Gosi to niespodzianka, ale Zibiemu się spodoba i będzie zazdrosny hahaha :p Buziaki :*

      Usuń
    2. Wiem, ze absolutnie nie mam sie czego bać. Nastepnym razem wezmę jakies ciacha do tej kawy... ;) albo moze kregle?
      No ja mysle, ze az mu zylka na wierzch wyjdzie z zazdrosci.
      Caluje;*

      Usuń
  2. Speszony Zibi.... To musi być coś!
    Chciałabym to zobaczyć....
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. "-na żywo wyglądasz jeszcze bardziej seksi" hahahahhahahah :D pozdrowienia z podłogi :D
    kto by pomyślał.. ? Zibi speszony :D? ojejciu :D
    czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, no cóż, dr Eric jest dosłowny :D
      Fakt, speszony Zibi to ewenement.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Przepraszam że tak późno ale jakoś czasu zabrakło. Taki fajny ten Zibi. Rozdział jak zwykle mi się podoba. Pozdrawiam Ania.

    OdpowiedzUsuń