- Że co?! Ciebie do reszty pojebało! Chyba jesteśmy rodziną, no nie?! - Michał wyrzucał z siebie złość, chodząc po pokoju w ich wspólnym mieszkaniu. Oliwia siedziała na kanapie obok na pół śpiącej Marcysi. Była zadziwiająco spokojna i opanowana. Tylko kilka łez czających się gdzieś pod jej zmęczonymi powiekami dawały znać o jej głębokim smutku i strachu. Argument w postaci rodziny jaki wysnuł Michał wydał się Oliwii żałośnie śmieszny. Była to kwestia mocno dyskusyjna, chociaż właściwie po dłuższej analizie każdy by przyznał, że ich "relacja" podręcznikowej czy biblijnej rodziny nie przypominała w żadnym stopniu.
- Daj spokój, sam w to nie wierzysz. Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich. Nie musimy brać rozwodu, jeśli nie chcesz, zresztą to by tylko bardziej skomplikowało sprawę. Ty dalej będziesz w Niemczech, a ja również wyjadę. - Michał popatrzył na nią ze zdziwieniem i dezaprobatą:
- Kurwa mać, Marcysia to też moja córka, nie rozumiesz? Chcę, żeby wiedziała, kto jest jej ojcem! Jesteś jakaś dziwna, nawet nie chcesz mi powiedzieć gdzie jedziesz!
- Tak będzie lepiej, Michał, proszę cię, nie utrudniaj tego jeszcze bardziej. - Teraz już łzy jawnie płynęły po jej twarzy. Ale przecież nie mogła mu nic powiedzieć. Po pierwsze, Michał, nie mógł się dowiedzieć, czym tak naprawdę zajmowała się pod jego nieobecność, a po drugie, gdyby mu powiedziała odnaleźli by go i nawet gdyby nie uzyskali od niego żadnych informacji to prawdopodobnie skierowałoby to ich kroki w stronę jej rodziny. Już i tak miała ogromne obawy, drżała na myśl, że cokolwiek mogło by się stać jej rodzicom, nie chciała jeszcze bardziej pogłębiać swojego niepokoju. Ale Michał należał do osób niesłychanie upartych, więc przekonanie go do jej pomysłu było niezwykle trudne. Mężczyzna głośno wypuścił powietrze i stanął przy oknie. Oliwia cierpliwie czekała aż mąż spokojnie przetrawi jej słowa. Po chwili odwrócił się, a na jego twarzy malowała się dezorientacja i lęk pomieszany...ze smutkiem? Kobieta otworzyła szeroko oczy przyglądając się Michałowi, który po chwili się odezwał:
- Okej, słuchaj, nie wiem co się stało podczas mojej nieobecności, mam nadzieję, że to nic złego i że nic nie grozi Marcysi...i tobie. - Oliwia wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, a on kontynuował swoją wypowiedź:
- Masz rację, skoro ja i tak na razie jestem w Niemczech, to czemu wy miałybyście tutaj siedzieć...Jeśli chcesz jechać, to jedź, tylko jestem zaskoczony, myślałem, że chcesz być blisko rodziny. Ale skoro twierdzisz, że tego właśnie chcesz, to ja nie mam prawa cię zatrzymać. - Oliwia usłyszawszy te słowa po raz kolejny zalała się łzami.
- Dziękuję. - wyszeptała wstając z kanapy, a on podszedł do niej i mocno ją objął. Oliwia wtuliła się w niego cicho łkając.
- Ja...ja byłem zły. Ja wiedziałem to już przed wyjazdem. Ale...myślałem, że tak będzie lepiej, że tak wygląda rodzina...u mnie tak było, zawsze. Ale już wiem, że to nieprawda, ja tak nie chcę...to wszystko się zmieni - mówił głaszcząc ją po plecach. Kobieta odsunęła się trochę by ujrzeć jego twarz. W jego oczach czaiły się łzy.
- Przepraszam - powiedział patrząc na nią, a ona bez słowa ponownie się do niego przytuliła.
*****
- Przepraszam, miałem małe zamieszanie w barze - powiedział zziajany. Kobieta tylko kiwnęła nieznacznie głową.
- Tutaj masz bilet, dokładny adres i trochę pieniędzy - wręczył jej dużą szarą kopertę - Uprzedziłem Beatę, że przyjedziesz, więc spokojnie. - No! - zmierzył ją od stóp do głów - Uważaj na siebie dziecko - posmutniał nagle.
- Dziękuję panu, za wszystko. Naprawdę nie wiem, jak będę mogła się odwdzięczyć. - spojrzała na niego nieśmiało i ze strachem.
- Daj spokój, byłem to winny Ani. Mam kontakt z ludźmi Zimnego, będę cię informował na bieżąco. - Oliwia kiwnęła głową.
- No, idź już, idź - powiedział żwawo Figaro - dziewczyna ponownie skinęła i pod wpływem silnych emocji lekko go uścisnęła. Zdumiony mężczyzna pogłaskał ją niezdarnie po głowie i gdy Oliwia odsunęła się podał jej torebkę i nosidełko.
- Do widzenia - wyszeptała i odeszła.
Lot minął raczej spokojnie, Marcysia tylko trochę płakała. Po kilku godzinach witały już Paryż. Załatwiła wszystkie formalności, które z powody bariery językowej przysporzyły jej nieco kłopotów i założywszy podróżny plecak opuściła lotnisko. Rozejrzała się za postojem taksówek i po chwili wsiadała już do pojazdu.
- Bonjour, madame.*- odezwał się uprzejmie kierowca - Où?* - dziewczyna spojrzała na niego z przestrachem i podała mu kartkę z adresem. Mężczyzna przez chwilę patrzył na nią podejrzliwie, ale potem zaraz znów się uśmiechnął:
- Ah, oui, d'accord. C'est pas loin.** - ruszył. Po około kwadransie zatrzymali się pod niewielką kamienicą. Oliwia zapłaciła i wzięła dziecko. Przez chwilę stała przed wejściem biorąc kilka głębokich wdechów. Odnalazła odpowiednie drzwi i zapukała. Zza drzwi dało się słyszeć jakieś hałasy, jakby dzieci i potem donośny głos jakiejś kobiety:
- Putain! Qu'est-ce que vous faites?! Tezez-vous, quelqu'un est venu!***- usłyszała zbliżające się kroki i chwilę później jej oczom ukazała się około czterdziestoletnia kobieta:
- Quoi?**** - powiedziała niegrzecznym tonem, co tylko jeszcze bardziej przestraszyło Oliwię.
- Yy.. - zaczęła się jąkać - Dzie dzień dobry. Ja jestem Oliwia Zawadzka, pani jest Beata? - wydukała. Twarz kobiety momentalnie złagodniała.
- Och, to ty dziecko! Wchodź, wchodź, Figaro uprzedził mnie, że przybędziesz. To twoja córka? Jak ma na imię? - spytała, gdy Oliwia znalazła się w przedpokoju.
- Marcysia - wychrypiała nieśmiało.
- Śliczne imię, witaj Marcysiu - uśmiechnęła się kobieta i gestem zaprosiła Oliwię do kuchni.
*****
Stałam oparta o ścianę w korytarzu i długo nie byłam w stanie dojść do siebie. Czy Bartman przed chwilą mnie pocałował? Nie to niemożliwe - próbowałam sobie wmówić, jednak po chwili moja dłoń podświadomie dotknęła ust, które stanowczo były pewne tego co się stało. Pokręciłam głową i gwałtownie wypuściłam powietrze. Zerknęłam na zegar, szósta piętnaście. To nie jest odpowiednia pora, aby o tym myśleć. Nagle poczułam się niesamowicie zmęczona. Posprzątałam po, właściwie po czym? Po poranku? Wrzuciłam naczynia do zmywarki, uprzątnęłam porozrzucane filmy i ruszyłam pod prysznic. Całe szczęście jutro mam dyżur dopiero wieczorem. Po chwili opuściłam łazienkę i zakładając wygodne dresy umościłam się w łóżku uprzednio zasłaniając rolety, by chociaż próbować oszukać mój organizm, co do pory, w której kładę się spać. No Bartman, już ja się jutro z tobą rozprawię... - powiedziałam do siebie i zasnęłam.
* Dzień dobry Pani, dokąd?
** Ah tak, dobrze. To niedaleko.
*** Kurwa! Co robicie?! Zamknijcie się , ktoś przyszedł!
**** Czego?
______________________________________
"Odwaga zabija mnie(...)oddałem wszystko, żeby wszystko mieć"* Dzień dobry Pani, dokąd?
** Ah tak, dobrze. To niedaleko.
*** Kurwa! Co robicie?! Zamknijcie się , ktoś przyszedł!
**** Czego?
______________________________________
Ehh...To wszystko miało być zupełnie inaczej...Historia Oliwii miała być inna, miała połączyć się w pewnym momencie z historią Gosi. Ale choć to jeszcze nie koniec jej perypetii, to już wkrótce będziemy się musieli z nią pożegnać. A ja wtedy całkowicie skupię się na Margaret i Zbyszku. Nie wiem co o tym myśleć, w sumie to mi nawet trochę smutno, bo polubiłam Oliwię, ale doszłam do wniosku, że tak będzie lepiej. Historia Oliwii niech pozostanie historią Oliwii, a historia Margaret niech będzie historią Margaret.
Przepraszam, że dziś tak krótko, tak beznadziejnie i bezsensu, niestety od rana zmagam się z grypo-przeziębieniem, ale obiecałam komuś, że rozdział na pewno się dziś pojawi, więc jest jak jest, następnym razem na pewno bardziej się przyłożę i nie udostępnię takiej chały :)
Przypominam, że cały czas możecie zostawiać adresy swoich blogów w zakładce "Wasze blogi". Obiecuję, że na wszystkie zajrzę i w miarę możliwości postaram się zostawić jakiś skromny komentarz. Tak, tak, obiecuję to już od dawna, ale jednego czego nie można mi zarzucić to to, że rzucam słowa na wiatr także...Cierpliwości :)
Jeśli chcecie być informowane o nowych rozdziałach, zostawiajcie swoje namiary w zakładce "Kontakt", pod aktualnymi postami, piszcie na gg: 49959397 lub e-mail: indiazasadzinska@gmail.com
No i komentujcie, nawet nie wiecie jak to niesamowicie napędza do dalszej pracy! :)
PS Za chwilunię, stuknie nam dziesięć tysi. Chyba nie muszę mówić, że jesteście wielkie? Bo jesteście! Wielkie buziaki i podziękowania dla wszystkich czytelniczek, nawet tych, które się nie ujawniają! Dzięki! :)
PPS Zapomniałabym!!! Ogromne brawa dla naszych dzisiejszych medalistów. Wielkie gratulacje dla Kamila Stocha i Zbigniewa Bródki, cóż to były za emocje :D Mamy już trochę tego złota xD
Do następnego,
India
Rozdział świetny ;) Szkoda że 2 perspektywa tak krótka....Czekam na next!
OdpowiedzUsuńKrótka, bo chciałam się skupić na Oliwii, gdyż w przyszłym rozdziale jej historia się skończy. Pozdrawiam :)
UsuńKochana moja!!!! ♥
OdpowiedzUsuńMimo, ze taki krotki to tresciwy. Jak to glosi slynne powiedzenie CALY CZAS DO PRZODU! STARAMY SIE.
Myślę, ze to do mnie jest wiadomosc, ze obiecalas.
Dziękuję za dodanie rozdzialu, ktory WCALE NIE JEST chala!
Historia Oliwii sie konczy....:(
Ale skupiamy sie na fantastycznej Malgosi i Zbysia. ;)
Czekam na nastepny Kochana Moja!
Caluję ;*
PS. Przepraszam, ze dzis dopiero komentuje, ale wczoraj mialam gosci.
Nie ma sprawy Kochana, rozdział nie uciekł od wczoraj :) Dziękuję, że we mnie wierzysz! ;)
UsuńBuziaki! :*
Rozdzial nie uciekł od wczoraj....Pozdrawiam z podlogi! ^^
UsuńO wierze Moge to samo powiedziec w druga strone.
DZIEKUJE, ZE WE MNIE WIERZYSZ ♥
Ja tam nie narzekam że jest krótki. Mam nadzieję że na następny nie każesz mam długo czekać. Pozdrawiam Ania.
OdpowiedzUsuńMam już wstępną koncepcję, więc może wstawię 12 w przyszłym tygodniu. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa też czekam z niecierpliwością ;p ;*
OdpowiedzUsuń