- Zbyt gangsterski.
- Psychoza?
- Zbyt pogmatwany.
- Django?
- Zbyt kowbojski.
- ...Ojciec chrzestny? - powiedziałam zrezygnowana popadając w coraz większą irytację.
- To może jeszcze martwa ryba i wszystkie sezony Rodziny Soprano do tego? W ogóle skąd ty masz takie filmy? Kobiety czegoś takiego nie oglądają - popatrzył na mnie jak na wariatkę, a ja powoli zaczynałam tracić cierpliwość. Czułam, że jak za chwilę stąd nie wyjdę to Bartman ostro oberwie. Aby uniknąć katastrofy zostawiłam go samego w salonie i poszłam do kuchni zobaczyć, jak miewa się pizza. Wychodząc rzuciłam:
- Przykro mi Bartman, że mam dobry gust. Przykro mi, że tego nie doceniasz. Na dolnej półce po prawo jest kilka szmir. Na pewno znajdziesz coś odpowiedniego - powiedziałam oschle i uśmiechnęłam się krzywo.
Pizza wyglądała zachęcająco. Zerknęłam na zegarek i stanowczo stwierdziłam, że piętnaście minut w piekarniku jest wystarczające. Sięgnęłam po rękawicę kuchenną i ostrożnie wyciągnęłam rozgrzaną blaszkę. Zapach był cudowny. Pokroiłam obydwie pizze na mniej więcej równe kawałki, wzięłam talerze i wróciłam do salonu.
- No i co wybrałeś Bartman, wielki krytyku filmowy? - powiedziałam stawiając wszystko na stoliku. W moim głosie dało się słyszeć głęboką ironię. Myślałam, że nieco się uspokoiłam i uśpiłam w sobie żądze mordu w stosunku do Zbyszka, ale kiedy zobaczyłam porozrzucane po całym pomieszczeniu płyty i niepokojąco chyboczący się kieliszek na moim ukochanym beżowym dywanie, emocje natychmiast do mnie wróciły. Rzuciłam się na podłogę chwytając kieliszek ratując tym samym w ostatniej chwili ważny dla mnie element wystroju. Pomińmy to, że ten dywan był horrendalnie drogi, ale jego miękkość rekompensowała zbyt wysoką cenę. Być może przemawia przeze mnie konsumpcjonizm, ale lubiłam otaczać się pięknymi rzeczami, często pragnęłam czegoś tak bardzo, że bez względu na koszty i konsekwencje jakie nieraz musiałam potem ponieść po prostu za wszelką cenę kupowałam lub też nabywałam w inny sposób daną rzecz. Tak było z Andym Warholem, który ozdabia ścianę za kanapą, niezliczoną ilością butów od Jimmiego Choo, produktami Chanel i właśnie z tym dywanem. Cóż, taka już jestem i dopóki będzie mnie stać na moje czasem ekstrawaganckie zachcianki dopóty nie będę sobie odmawiać tych małych szaleństw. Zerkam na Zbyszka z wrogością żałując, że będąc w szampańskim nastroju zaprosiłam go na tę cholerną pizzę. Jednak szybko dociera do mnie fakt, że jestem mu to winna, za to, że zaopiekował się mną "wtedy". Nie chciałam dłużej tego roztrząsać, pomodliłam się tylko w duchu, żeby ten wieczór skończył się jak najszybciej i żebym miała z głowy Bartmana. Nic nie poradzę, ale kiedy tylko ten człowiek znajduje się w pobliżu czuję skrajną irytację i niekiedy wręcz wściekłość. Tak jak na przykład w tej chwili:
- Uważaj co robisz. To, że poza boiskiem jesteś niezdarny nie oznacza, że musisz to demonstrować plamiąc winem mój dywan - rzuciłam sucho, starając zachować opanowanie.
- Dzięki - uśmiechnął się, a ja uniosłam brwi.
- Za komplement - wyjaśnił widząc moją twarz - Powiedziałaś, że poza boiskiem jestem niezdarny,a to oznacza, że twoim zdaniem na parkiecie całkiem nieźle sobie radzę. No i poza tym, ta pizza pachnie świetnie - mrugnął do mnie znacząco.
- Nie mnie to oceniać. Skoro dostałeś powołanie, to wygląda na to, że coś tam potrafisz.
- Coś tam potrafię? Pff, chyba sobie żartujesz. Byłem najlepszym atakującym Ligii Światowej! - prycha oburzony. Patrzę na niego sceptycznie:
- No właśnie. Byłeś. Od początku mam wątpliwości czy ktoś nie spaprał statystyk - rzucam lekko, a on zaciska usta w wąską linię. W jego oczach maluje się wściekłość. Oj, chyba trafiłam w czuły punkt jego samczego ego, w duchu triumfuję patrząc na jego urażoną minę. Ubiegam go jednak kiedy chce mi odpowiedzieć, nie mam zamiaru przedłużać tej sprzeczki, chcę, żeby ta irytująca istota jak najszybciej znalazła się w swoim mieszkaniu zostawiając mnie tym samym w spokoju.
- Pizza wystygnie. Pytałam, jaki film wybrałeś - powiedziałam siląc się na przyjazny, pojednawczy ton. Westchnął tylko rozluźniając szczęki, jednak w jego oczach ciągle gościł gniew i uraza. Sięgnął po płytę i włożył do odtwarzacza.
- Goście, goście - burknął w odpowiedzi siadając obok mnie na kanapie. Mimowolnie się uśmiecham, to jedna z niewielu komedii, które lubię, no i w dodatku z Jeanem Reno.
- To oryginalna wersja, bez polskiego lektora, poradzisz sobie? - pytam, a przez jego twarz przemyka cień zdziwienia.
- Dam sobie radę - mruczy stanowczo w odpowiedzi i zabiera się za pizzę. Ja również się rozluźniam, cieszę się, że nie chciał ciągnąć dalej tej kłótni. Siedzimy w ciszy jedząc, pijąc kolejne wino i oglądając. Wyłączam się całkowicie i ignorując Zbyszka skupiam się na filmie. On też jest milczący, siedzi skupiony wpatrzony w ekran telewizora. Kiedy film dobiega końca, wstaję z kanapy, wyłączam telewizor i w milczeniu zanoszę brudne talerze do kuchni. Umieszczając naczynia w zmywarce czuję na sobie spojrzenie Bartmana, który stoi nonszalancko opierając się o framugę.
- Chyba powinieneś już pójść. Już po szóstej - mówię tylko, a on patrzy na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, myśląc nad czymś intensywnie. Kiwa głową i oboje ruszamy w stronę drzwi:
- Przyjdziesz na mecz? - pyta, a ja otwieram oczy ze zdumienia
- Jak mam to traktować? - patrzę na niego podejrzliwie
- Jako mecz, po prostu. Chcę ci udowodnić, że naprawdę jestem niezłym siatkarzem - uśmiecha się nieznacznie - Więc jak? Przyjdziesz?
- Nie - odpowiadam.
- Dlaczego taka jesteś?
- Jaka?
- Zdystansowana, tajemnicza, niezależna, pyskata, niesamowicie wkurzająca i przy tym kurewsko seksowna - o nie, zdecydowanie nie byłam przygotowana na takie wyznania.
- Idź już - mówię tylko, a on w tym czasie robi coś zupełnie nieoczekiwanego. Szybkim, zwinnym ruchem łapie mnie za nadgarstki i przygwożdża do ściany.
- Co ty do cholery wypr...- nie kończę, bo czuję jak jego wargi natarczywie wpijają się w moje. Próbuję się jakoś wyswobodzić z tego żelaznego uścisku, jednak on jest o wiele silniejszy. Puszcza mnie, a ja bez zastanowienia uderzam go w twarz.
- Wynoś się - szepcę. Wykonuje moje polecenie, cicho zamykając za sobą drzwi, a ja zamiast spokoju i ulgi, mam w głowie mętlik.
______________________________________
Non, je ne regrette rien...
Ta daaam! Narzekałyście, że między nimi za słodko, to macie :) Tak mnie poniosło, że aż doszło do rękoczynów, więc mam nadzieję, że spełniłam Wasze oczekiwania. Miałam dodać wczoraj, ale pogoda zabrała mi internet, w tym roku zima mnie nie rozpieszcza niestety...
Następny rozdział niemal całkowicie będzie poświęcony Oliwii.
Zachłannie pożądam Waszych komentarzy! :D Te pod ostatnim postem dały mi ogromnego kopa weny, że aż zaczęłam pisać rozdział do przodu, tak więc kto wie, jak się postaracie, to kolejny może pojawić się już całkiem niedługo! :)
PS Jutro jadę do Bełchatowa, kogo spotkam na meczu z Bydgoszczą?
Ferie mi się kończą i muszę sobie jakoś odreagować :D
A tymczasem:
Do następnego!
India ;*
Pizza wyglądała zachęcająco. Zerknęłam na zegarek i stanowczo stwierdziłam, że piętnaście minut w piekarniku jest wystarczające. Sięgnęłam po rękawicę kuchenną i ostrożnie wyciągnęłam rozgrzaną blaszkę. Zapach był cudowny. Pokroiłam obydwie pizze na mniej więcej równe kawałki, wzięłam talerze i wróciłam do salonu.
- No i co wybrałeś Bartman, wielki krytyku filmowy? - powiedziałam stawiając wszystko na stoliku. W moim głosie dało się słyszeć głęboką ironię. Myślałam, że nieco się uspokoiłam i uśpiłam w sobie żądze mordu w stosunku do Zbyszka, ale kiedy zobaczyłam porozrzucane po całym pomieszczeniu płyty i niepokojąco chyboczący się kieliszek na moim ukochanym beżowym dywanie, emocje natychmiast do mnie wróciły. Rzuciłam się na podłogę chwytając kieliszek ratując tym samym w ostatniej chwili ważny dla mnie element wystroju. Pomińmy to, że ten dywan był horrendalnie drogi, ale jego miękkość rekompensowała zbyt wysoką cenę. Być może przemawia przeze mnie konsumpcjonizm, ale lubiłam otaczać się pięknymi rzeczami, często pragnęłam czegoś tak bardzo, że bez względu na koszty i konsekwencje jakie nieraz musiałam potem ponieść po prostu za wszelką cenę kupowałam lub też nabywałam w inny sposób daną rzecz. Tak było z Andym Warholem, który ozdabia ścianę za kanapą, niezliczoną ilością butów od Jimmiego Choo, produktami Chanel i właśnie z tym dywanem. Cóż, taka już jestem i dopóki będzie mnie stać na moje czasem ekstrawaganckie zachcianki dopóty nie będę sobie odmawiać tych małych szaleństw. Zerkam na Zbyszka z wrogością żałując, że będąc w szampańskim nastroju zaprosiłam go na tę cholerną pizzę. Jednak szybko dociera do mnie fakt, że jestem mu to winna, za to, że zaopiekował się mną "wtedy". Nie chciałam dłużej tego roztrząsać, pomodliłam się tylko w duchu, żeby ten wieczór skończył się jak najszybciej i żebym miała z głowy Bartmana. Nic nie poradzę, ale kiedy tylko ten człowiek znajduje się w pobliżu czuję skrajną irytację i niekiedy wręcz wściekłość. Tak jak na przykład w tej chwili:
- Uważaj co robisz. To, że poza boiskiem jesteś niezdarny nie oznacza, że musisz to demonstrować plamiąc winem mój dywan - rzuciłam sucho, starając zachować opanowanie.
- Dzięki - uśmiechnął się, a ja uniosłam brwi.
- Za komplement - wyjaśnił widząc moją twarz - Powiedziałaś, że poza boiskiem jestem niezdarny,a to oznacza, że twoim zdaniem na parkiecie całkiem nieźle sobie radzę. No i poza tym, ta pizza pachnie świetnie - mrugnął do mnie znacząco.
- Nie mnie to oceniać. Skoro dostałeś powołanie, to wygląda na to, że coś tam potrafisz.
- Coś tam potrafię? Pff, chyba sobie żartujesz. Byłem najlepszym atakującym Ligii Światowej! - prycha oburzony. Patrzę na niego sceptycznie:
- No właśnie. Byłeś. Od początku mam wątpliwości czy ktoś nie spaprał statystyk - rzucam lekko, a on zaciska usta w wąską linię. W jego oczach maluje się wściekłość. Oj, chyba trafiłam w czuły punkt jego samczego ego, w duchu triumfuję patrząc na jego urażoną minę. Ubiegam go jednak kiedy chce mi odpowiedzieć, nie mam zamiaru przedłużać tej sprzeczki, chcę, żeby ta irytująca istota jak najszybciej znalazła się w swoim mieszkaniu zostawiając mnie tym samym w spokoju.
- Pizza wystygnie. Pytałam, jaki film wybrałeś - powiedziałam siląc się na przyjazny, pojednawczy ton. Westchnął tylko rozluźniając szczęki, jednak w jego oczach ciągle gościł gniew i uraza. Sięgnął po płytę i włożył do odtwarzacza.
- Goście, goście - burknął w odpowiedzi siadając obok mnie na kanapie. Mimowolnie się uśmiecham, to jedna z niewielu komedii, które lubię, no i w dodatku z Jeanem Reno.
- To oryginalna wersja, bez polskiego lektora, poradzisz sobie? - pytam, a przez jego twarz przemyka cień zdziwienia.
- Dam sobie radę - mruczy stanowczo w odpowiedzi i zabiera się za pizzę. Ja również się rozluźniam, cieszę się, że nie chciał ciągnąć dalej tej kłótni. Siedzimy w ciszy jedząc, pijąc kolejne wino i oglądając. Wyłączam się całkowicie i ignorując Zbyszka skupiam się na filmie. On też jest milczący, siedzi skupiony wpatrzony w ekran telewizora. Kiedy film dobiega końca, wstaję z kanapy, wyłączam telewizor i w milczeniu zanoszę brudne talerze do kuchni. Umieszczając naczynia w zmywarce czuję na sobie spojrzenie Bartmana, który stoi nonszalancko opierając się o framugę.
- Chyba powinieneś już pójść. Już po szóstej - mówię tylko, a on patrzy na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, myśląc nad czymś intensywnie. Kiwa głową i oboje ruszamy w stronę drzwi:
- Przyjdziesz na mecz? - pyta, a ja otwieram oczy ze zdumienia
- Jak mam to traktować? - patrzę na niego podejrzliwie
- Jako mecz, po prostu. Chcę ci udowodnić, że naprawdę jestem niezłym siatkarzem - uśmiecha się nieznacznie - Więc jak? Przyjdziesz?
- Nie - odpowiadam.
- Dlaczego taka jesteś?
- Jaka?
- Zdystansowana, tajemnicza, niezależna, pyskata, niesamowicie wkurzająca i przy tym kurewsko seksowna - o nie, zdecydowanie nie byłam przygotowana na takie wyznania.
- Idź już - mówię tylko, a on w tym czasie robi coś zupełnie nieoczekiwanego. Szybkim, zwinnym ruchem łapie mnie za nadgarstki i przygwożdża do ściany.
- Co ty do cholery wypr...- nie kończę, bo czuję jak jego wargi natarczywie wpijają się w moje. Próbuję się jakoś wyswobodzić z tego żelaznego uścisku, jednak on jest o wiele silniejszy. Puszcza mnie, a ja bez zastanowienia uderzam go w twarz.
- Wynoś się - szepcę. Wykonuje moje polecenie, cicho zamykając za sobą drzwi, a ja zamiast spokoju i ulgi, mam w głowie mętlik.
______________________________________
Non, je ne regrette rien...
Ta daaam! Narzekałyście, że między nimi za słodko, to macie :) Tak mnie poniosło, że aż doszło do rękoczynów, więc mam nadzieję, że spełniłam Wasze oczekiwania. Miałam dodać wczoraj, ale pogoda zabrała mi internet, w tym roku zima mnie nie rozpieszcza niestety...
Następny rozdział niemal całkowicie będzie poświęcony Oliwii.
Zachłannie pożądam Waszych komentarzy! :D Te pod ostatnim postem dały mi ogromnego kopa weny, że aż zaczęłam pisać rozdział do przodu, tak więc kto wie, jak się postaracie, to kolejny może pojawić się już całkiem niedługo! :)
PS Jutro jadę do Bełchatowa, kogo spotkam na meczu z Bydgoszczą?
Ferie mi się kończą i muszę sobie jakoś odreagować :D
A tymczasem:
Do następnego!
India ;*
Oj nonweeeź. Od razu tak po dziobie?:D
OdpowiedzUsuńGdzie ta francuska elegancja i szik? A no tak mamy do czynienia z rasową Polką:D
Hahahahaha pomimo wszystko brawo za ten rozdział:)
Pozdrawiam, Skowronek.
Dokładnie, Megi nie daje sobie w kaszę dmuchać! :D
UsuńDziękuję i również pozdrawiam! :)
Ło ho ho ho ale się działo. Mam tylko nadzieję że ona zmieni zdanie co do meczu chociaż będzie ciężko. Do następnego Ania
OdpowiedzUsuńGosia jest bardzo uparta i sądzę, że nie da się namówić tym bardziej po tym co zrobił Bartman.
UsuńPozdrawiam :)
zazdroszczę wyjazdu na mecz;)
OdpowiedzUsuńrozdział jak zawsze świetny, czekam na kolejny.
pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
Dziękuję, właśnie wracam! :D Pozdrawiam i na pewno zajrzę do Ciebie ;)
UsuńRozpieszczasz nas swoimi rozdzialami! :)
OdpowiedzUsuńJean Reno!!!!!! Aw... uwielbiam kazdy film z Jego udzialem :)
Zibi zrobil cos co moglo miec wydzwiek w spoliczkowaniu. Jednak gdyby sie ze soba przespali tez byloby fajnie. Stworzenie zwiazku mogloby poprowadzic do morderstw Hahaha. Albo odwrotnie. Moze dogadaliby sie. Lub kochali co noc na zgode... ; p
Bardzo dziekuje za komentarz u mnie.
Cauje
Lasica
Nie ma za co :)
UsuńJa też uwielbiam Jeana Reno, to jedna z cech, które ma po mnie Gosia ;)
A co do niej i Zibiego to kto ich tam wie, są nieprzewidywalni :D
No... że tak powiem z włoska egzakli ^^ hahaha!
Usuńza dużo kabaretów dziś! :)
Dziękuję za komentarz u mnie! :*
Rozdział świetny! Bartman zaczął działać :D miałam tylko nadzieje że ona w końcu odwzajemni pocałunek. Mam teraz nadzieję że Bartman pomimo ciosu, nie podda się. Czekam na next!
OdpowiedzUsuńChciał pokazać, że jest prawdziwym mężczyzną i że Gosia myli się co do niego. Pozdrawiam :)
UsuńTrafiłam tu w zasadzie przypadkiem, nie przepadam za Bartmanem, ale blog wciągnął mnie na całego ;D jakbyś mogła mnie informować o nowych rozdziałach byłabym wdzięczna ;) 3774639 z góry dziękuję ;) a w wolnej chwili zapraszam do siebie - nie-moge-zyc-bez-ciebie.blogspot.com pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Jasne, nie ma sprawy, będę Cię informować i chętnie wpadnę do Ciebie. Pozdrawiam :)
Usuń