niedziela, 5 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 9




O tej porze roku mrok przyszedł szybko. Przemierzając ciemne, wąskie uliczki z dzieckiem na rękach czuła się coraz bardziej zagubiona. O ile ona kiedykolwiek czuła się NIE zagubiona. Śmierć Ani była jak kubeł zimnej wody. Oliwia zdała sobie sprawę, że to co robi, oprócz pogardy i odrzucenia społeczeństwa niesie również niebezpieczeństwo. Zaczęła się gorączkowo zastanawiać co ma zrobić. Powiedzieć, że ucieka czy po prostu uciec? Gdzieś za granicę, gdzieś dalej. Najlepiej tam, gdzie jest dużo podobnych do niej, tam nikt jej nie będzie szukał. A szukać będą na pewno. Nie dlatego, żeby prosić ją by wróciła, nie bądźmy śmieszni. W tym świecie nie ma miejsca na jakiekolwiek uczucia. Liczą się tylko pieniądze i władza. Oliwia nie rozliczyła się jeszcze za ostatni miesiąc, a gdyby każda dziwka uciekała z pieniędzmi, to ten stary biznes już dawno by upadł. Dlatego, gdy któraś zdecydowała się dać nogę, szukali jej w Polsce, a potem w Europie. I najczęściej znajdowali ją gdzieś na Ukrainie albo Białorusi. Co robili potem? Tego chyba można się domyślić, w każdym razie byli bardzo skuteczni. Dlatego właśnie Oliwia musiała być czujna. I sprytna. Po chwili szybkiego marszu znalazła właściwą kamienicę. Modliła się, żeby Kamila była w domu. Weszła w ciemne podwórko i dotarła do otwartych drzwi. Wkrótce stała przed drzwiami mieszkania. Zapukała trzy razy. Cisza. Kolejne trzy razy. Usłyszała jakieś hałasy i po chwili jej oczom ukazała się młoda, zaniedbana kobieta w rozciągniętym podkoszulku.
- Cześć, słyszałaś o Ance? - zaczęła Oliwia bez ogródek.
- Ta, nieźle ją załatwili nie?
- Słuchaj, ja tak dłużej nie mogę. Zajmiesz się przez chwilę Marcysią? Muszę coś załatwić, najdalej za godzinę po nią wrócę.
- Dziewczyno co ty chcesz zrobić, co? Chyba nie dasz nogi? Znajdą cię i załatwią na amen, a co z dzieckiem? Chcesz żeby do jakiegoś bidula trafiła?
- Nie chcę i właśnie dlatego muszę uciec. Tu nie chodzi tylko o mnie, ale przede wszystkim o dziecko. To co, zajmiesz się nią? - Oliwia była coraz bardziej poirytowana.
- Jasne, nie ma sprawy. Tylko wróć po nią. I naprawdę się się jeszcze zastanów.
- Już podjęłam decyzję - powiedziała Oliwia podając jej dziecko.
- Uważaj na siebie! - krzyknęła za dziewczyną, która już zbiegała ze schodów.

*****


- Pij, bo wystygnie. - wzięłam kubek do ręki i napiłam się. Gorący płyn przyjemnie ukoił spuchnięte gardło.
- No widzisz jak ładnie, a teraz zjedz coś, chociaż kilka kęsów, bo inaczej naprawdę się rozchorujesz - mówił do mnie jak do małego dziecka.
- Szewc bez butów chodzi - powiedziałam i sięgnęłam po kanapkę. Widząc jego zdezorientowaną minę i zmarszczone czoło, szczerze się uśmiechnęłam. Po raz pierwszy od feralnego spotkania na parkingu.
- Co? Jaki szewc?
- To takie powiedzenie. 
- Dobra, rozumiem - powiedział, chociaż dalej wyglądał na obrażonego. Widząc tę jego minę nie wytrzymałam. Parsknęłam śmiechem. Zbyszek popatrzył się na mnie jakbym postradała zmysły, jednak wcale nie zwracałam na niego uwagi nie mogąc się opanować. Po chwili oboje pokładaliśmy się ze śmiechu. Minęło trochę czasu, zanim się uspokoiliśmy.
- Teraz wyglądasz o niebo lepiej - powiedział Zbyszek nadal się szczerząc.
- Dziękuję. Za wszystko - spoważniałam
- Heej! Nie mogłaś mnie uprzedzić, że zamierzasz to powiedzieć? Nagrałbym to!
- Jeszcze czego! Jeszcze byś mnie potem zaczął szantażować. Nie mogę pozwolić, żeby moje reputacja ucierpiała. - powiedziałam z uśmiechem, a Zbyszek wzniósł oczy ku niebu, bo po chwili odpowiedzieć na moją zaczepkę. Tym razem jednak nie było między nami ani krzty złości.

*****


Oliwia po opuszczeniu mieszkania Anki szybkim krokiem zmierzała w kierunku przystanku autobusowego. Po kilku minutach wsiadła do pojazdu i rozejrzała się ukradkiem. Autobus był pusty. Przeszła do przodu i usiadła przy oknie. Czas niemiłosiernie jej się dłużył, a kierowca jak na złość przestrzegał przepisów dotyczących prędkości. W końcu dotarła na miejsce. Okolica nie była zbyt przyjemna, stare opuszczone magazyny. Szła nie rozglądając się zbytnio na boki. Dostrzegłszy z daleka migający neon "U niedźwiadka" przyspieszyła nieco kroku. Po chwili była już w środku tego okropnego miejsca. Podeszła do baru:
- Szukam Figaro - powiedziała starając się nie ukazywać zdenerwowania.
- Nie ty jedna skarbie. Może ja mógłbym pomóc - powiedział mężczyzna uśmiechając się obrzydliwie.
- Obejdzie się. Potrzebny mi Figaro - Oliwia nie traciła zimnej krwi. Mężczyzna zmierzył ją wzrokiem.
- Jest u siebie na górze - wskazał głową na wąskie drewniane schody w końcu sali - Nie bądźcie zbyt głośni, klienci się będą skarżyć - zakpił.
- Nie pozwalaj sobie - syknęła i ruszyła ku schodom. Po chwili pukała do obdrapanych drzwi. Odpowiedziała jej cisza. A raczej trudno było cokolwiek usłyszeć, głośne bicie serca dziewczyny zagłuszało wszystko. Drzwi otworzyły się i jej oczom ukazał się starszy mężczyzna.
- Czego chcesz? Nie zamawiałem dziwki, poza tym wolę brunetki - zachrypiał
- Anka nie żyje - odpowiedziała dziewczyna krótko. Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego. Bez słowa wpuścił Oliwię do środka i zamknął drzwi po czym wskazał dziewczynie krzesło. Sam stanął przy oknie i zaczął bezmyślnie wpatrywać się w przestrzeń.
- Domyślałam się, że nie będzie pan wiedział - zaczęła - Ania powiedziała, że mam do pana przyjść kiedy coś złego się stanie. Została zamordowana. Policja już wie, ale nie sądzę, żeby cokolwiek wywęszyli. Zimny i jego ludzie są nadzwyczaj skuteczni i pozbyli się już pewnie wszystkich śladów.
- Mówiłem jej...Wielokrotnie jej powtarzałem, żeby nie pakowała się w to bagno...Ale ona tak bardzo chciała być samodzielna...Chciała być jak jej matka. No i udało jej się...Skończyła tak jak ona. - mężczyzna mówił bardzo cicho - A ty? Co zrobisz? - zwrócił swój wzrok na Oliwię.
- U...Ucieknę - głos jej się załamał.
- Dokąd? Znajdą cię.
- Nie mam innego wyjścia...Ja mam dziecko...Ojciec wyjechał, a poza tym on i tak nie byłby w stanie się nią zająć. Muszę chronić siebie i swoją córkę - teraz po twarzy dziewczyny już jawnie spływały łzy. Mężczyzna popatrzył na nią ze smutkiem.
- Pomogę ci - powiedział.

*****



- Nie, słuchaj naprawdę nic się nie dzieje - starałam się, aby mój głos brzmiał jak najbardziej swobodnie.
- Masz jakiś dziwny głos. Może jednak przyjadę? - Maciek zbyt dobrze mnie znał.
- Tak i wtedy przepadnie ci wizyta w Stanach, szansa na dobrą pracę i jeszcze milion innych rzeczy. Nie ma mowy!
- Martwię się o ciebie, ale ty uparcie twierdzisz, że nic ci nie jest... - Maciek był zatroskany.
- No bo to prawda! - kiedyś mnie chyba piorun strzeli  za te wszystkie kłamstwa - Słuchaj, może ty po prostu tchórzysz co? - próbowałam jakoś obrócić wszystko w żart.
- Pff ja i tchórzostwo? Nie ma mowy. Dobra, skoro mówisz, że sobie poradzisz, to nic tam po mnie. Zadzwonię jutro. Kocham cię siostra. - łyknął haczyk
- Kocham cię, pa. - odetchnęłam z ulgą i odłożyłam telefon. Odwróciłam się i spostrzegłam, że Zbyszek stoi tuż za mną.
- Kto to był? - spytał podejrzliwie.
- Mój brat - nie wyglądał na usatysfakcjonowanego tą odpowiedzią.
- Słuchaj Zbyszek, jeszcze raz dzięki za wszystko, będę się zbierać - powiedziałam, założyłam płaszcz i sięgnęłam po torbę.
- Nie ma sprawy, większość na moim miejscu postąpiła by tak samo. Cieszę się, że przynajmniej zakopaliśmy topór wojenny. Kto wie, może się nawet polubimy, będziemy pić razem kawę, od czasu do czasu ktoś u kogoś zanocuje... - i powrócił stary Bartman.
- O kochany, na to nie licz. Nic się między nami nie zmienia, nadal jesteś irytującym, obrzydliwym palantem, tylko teraz jestem ci winna przysługę - odpowiedziałam
- No właśnie, czyli tak jakby jeden zero dla mnie - puścił mi oczko.
- Jak coś wymyślisz to daj znać, byle by nie było to nic idiotycznego ani sprośnego.
- No dobra, dobra. A już miałam nadzieję na jakąś szaloną przygodę...
- Bartman! -upomniałam go - Nie mam zamiaru tego słuchać! - otworzyłam drzwi.
- Gosia? - odwróciłam się zaskoczona, jego głos był bardzo poważny - Powiesz mi kiedyś?
Uśmiechnęłam się nikle i weszłam do swojego mieszkania.


___________________________________________________

  • Ta dam! No i jestem :) Po pierwsze możecie mi gratulować. Egzamin ustny z francuskiego, o którym wcześniej wspominałam i który był przyczyną braku rozdziału zdałam na piątkę z plusem :) Teraz, więc już nic mi nie stoi na przeszkodzie i mogę pisać :) Powoli kulminuje nam się wątek Oliwii, jeszcze trochę i wszystko się wyjaśni :) Już wkrótce 10, rocznicowy rozdział. 
  • Niedawno wróciłam z Atlas Areny(hurra, mieszkanie w Łodzi♥), gdzie o awans do MŚ walczyły nasze siatkarki. Nie chcę się na ten temat rozpisywać, bo chyba padłoby zbyt wiele gorzkich słów, których potem bym żałowała. Przegrana do zera, a przegrana w tie-break'u to dwie różne przegrane i może tak najlepiej byłoby to zakończyć.
  • Smutno na koniec, ale co poradzić. Trzeba liczyć na to, że faceci nas nie zawiodą :)  


Do następnego,
India :)

6 komentarzy:

  1. O kochana. Gratulacje za ustny!
    Gdzie mieszkasz w tej Lodzi? ;)
    Nawet nie wiesz jak przykro mi z powodu przegranej...
    Twoj rozdział rowniez do radosnych nie nalezy ...
    Biedna Oliwia i Marcysia. Az plakac mi sie chcialo gdy czytalam watki o.nich.....
    Ale czekam na nastepny. Wszystko sie niedlugo wyjasni, uspokoi, prawda?
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Właściwie to mieszkam trochę na obrzeżach Łodzi, jakieś 5 km, ale na Bałutach mam ciocię, u której często "mieszkam" :) A co do Oliwii, to owszem, jesteśmy coraz bliżej wyjaśnienia. Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Hehe. To mozemy sie spotkać! Ja na chojnach ale to nie problem

      Usuń
    3. Hehehe, no jasne, bardzo chętnie! ;) Łódź takie piękne miasto - łączy ludzi xD

      Usuń
  2. Dzisiaj tu trafiłam i już wszystko nadrobiłam ;) Blog jest świetny ;) Mam nadzieję że Bartman da radę ją ochronić a Oliwia znajdzie jakieś schronienie.... Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję! :) Mam (nie)małą obsuwę z rozdziałami, ale jutro na pewno pojawi się nowy. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń