niedziela, 24 listopada 2013

ROZDZIAŁ 6


Kiedy tylko spojrzałam w te jego stalowoniebieskie oczy zamarłam, a wszystko to, przed czym tak zawzięcie uciekałam, o czym tak bardzo chciałam zapomnieć powróciło ze zdwojoną siłą zwalając mnie z nóg. Minęły już prawie trzy lata, ale emocje uderzyły we mnie z taką samą mocą jak wtedy. Wszystko powoli zaczęło nabierać realnych kształtów....

[Retrospekcja]
- Gośka, pośpiesz się! Już wieki tam siedzisz! - wydzierał się Maciek pod drzwiami łazienki.
- No zaraz, wyluzuj! - odkrzyknęłam powracając do wcześniej wykonywanej czynności jaką było robienie makijażu. Po kilku minutach, przy akompaniamencie pokrzykiwań po drugiej stronie drzwi opuściłam to przeklęte pomieszczenie, które jest przyczyną kłótni większości rodzin na całym świecie.
Pobiegłam do mojego pokoju i powróciłam do pakowania. 
Kiedy ciocia zadzwoniła do mnie zaraz po maturze proponując mi ten wyjazd ucieszyłam się jak głupia. W końcu praca w nadmorskim pensjonacie w sezonie wakacyjnym to na prawdę świetna okazja, nie tylko na zarobienie sporej ilości kasy, ale także do poznania fajnych ludzi.
Dorzuciłam jeszcze kilka rzeczy do walizki, po czym rozpoczęłam z nią walkę, aby ją zamknąć. Po kilku próbach w końcu się udało. Sprawdziłam w podręcznej torbie czy mam wszystko co "niezbędne" i zeszłam na dół. Z pomocą taty umieściłam bagaż w samochodzie i po krótkim pożegnaniu z pozostałymi członkami rodziny ruszyliśmy na dworzec kolejowy. 
Podróż do Gdańska mijała spokojnie, kiedy nagle usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi przedziału. Zaskoczona odwróciłam głowę w tamtym kierunku, a moim oczom ukazał się jasnowłosy, uśmiechnięty chłopak:
- Cześć, można? - spytał.
- Jasne, wchodź. - machnęłam ręką w zapraszającym geście. Chłopak usiadł na przeciwko mnie kładąc swój podróżny plecak obok siebie. Ponownie zapatrzyłam się w okno.
- Ty też do Gdańska? Wakacje? - usłyszałam jego głos. Był głęboki i taki...sympatyczny i szczery.
- Tak do Gdańska, ale nie będę odpoczywać, tylko pracować. - odpowiedziałam z nieśmiałym uśmiechem.
- O to tak jak ja! - ożywił się - A gdzie będziesz pracować? Spoko, jeśli nie chcesz to nie mów, nie chcę wyjść na wścibskiego.
- Nie ma sprawy, będę pracować w "Róży wiatrów", to pensjonat mojej ciotki. - powiedziałam.
- Nie gadaj! Ja już drugi raz tam spędzam wakacje, pani Grażynka to naprawdę równa babka! 
- Hahaha, to miło. Jestem Gośka. - wyciągnęłam do niego rękę uśmiechając się szeroko.
- Och! Popełniłem straszne faux pas! Jako prawdziwy dżentelmen, powinienem przedstawić się jako pierwszy! Mam na imię Paweł - powiedział, po czym ukłonił się i poważną miną pocałował mnie w rękę.
- No no, co za maniery! - odpowiedziałam i oboje roześmialiśmy się.
Dalsza podróż minęła w bardzo sympatycznej atmosferze. Paweł to naprawdę świetny chłopak, cieszyłam się, że nie będę tam sama. Po kilku godzinach byliśmy już na miejscu. Na dworcu czekała na nas ciocia Grażynka. Była zaskoczona, że już się znamy, ale powiedziała, że na pewno się zaprzyjaźnimy po czym dała mi kuksańca w żebra i popatrzyła na mnie wymownie, uśmiechając się pod nosem. Przewróciłam tylko oczami i wsiadłam do samochodu. Po chwili byliśmy już w pensjonacie. Cioteczka przydzieliła mi maleńki pokoik na poddaszu. W rogu stało piękne, duże dębowe łóżko przykryte ręcznie robioną kapą we wdzięczne kolorowe kwadraty. Na przeciwnej ścianie stała równie piękna komoda  z mosiężnymi uchwytami, a obok niej duże lustro. Pod oknem stał mały stolik i dwa krzesła. Całość dopełniał piękny fiołkowy kolor ścian, który świetnie łączył się z drewnianymi meblami i podłogą. Byłam na prawdę zauroczona, czułam, że to będą niezapomniane wakacje. Po odświeżeniu się i krótkim odpoczynku, ciocia wprowadziła mnie w moje obowiązki. Nie było tego wiele, byłam zwykłą pomocnicą, czasem musiałam coś posprzątać, czasem wziąć jakąś zmianę w restauracji i tyle. Godziny były ustalane z góry, zazwyczaj około sześć do ośmiu. Przez resztę czasu miałam wolne.
Dni mijały bardzo szybko. Kiedy nie byłam zajęta pracą, włóczyłam się po mieście z Pawłem. Zaprzyjaźniliśmy się, czułam się przy nim świetnie, doskonale się razem bawiliśmy. Po około dwóch tygodniach przyszedł do mnie, gdy byłam akurat w restauracji i nieśmiało zapytał, czy nie poszłabym z nim wieczorem nad morze.
- Jasne, jak zawsze - powiedziałam z uśmiechem, nieco zdziwiona jego niecodziennym zachowaniem.
On jednak jeszcze bardziej się zmieszał i powiedział, że przyjdzie po mnie jak skończę. Do końca zmiany zastanawiałam się co się stało, co było powodem jego dziwnego zachowania. Po pracy wyszłam przed restaurację. Paweł już na mnie czekał. Uśmiechnął się lekko i bez słowa ruszył przed siebie. Podążałam za nim, nie odzywając się, czułam, że ta chwila ma jakąś podniosłość, że zaraz wydarzy się coś niezwykłego. Po kilku minutach doszliśmy do plaży. Paweł zatrzymał się gwałtownie i zwrócił się do mnie po raz pierwszy tego wieczoru:
- Czy pozwolisz, że zawiążę ci na chwilę oczy?
Byłam coraz bardziej zdziwiona, skinęłam tylko lekko głową, co uznał za przyzwolenie, bo po chwili moje oczy przykrywała bawełniana chustka. Łagodnie trzymał moje ramię prowadząc mnie po jeszcze  ciepłym piasku. Minęło jakieś czterdzieści sekund, które dla mnie wydawały się wiecznością i wtedy Paweł ściągnął opaskę z moich oczu, a ja otworzyłam je szeroko ze zdumienia. Na piasku leżał gruby koc przykryty różnymi smakołykami. Obok paliło się małe ognisko. I świeczki. Świeczki były wszędzie. To było coś absolutnie niesamowitego, aż w kącikach moich oczu pojawiły się łzy wzruszenia. Nie uszło to uwadze Pawła:
- Coś się stało? Uraziłem cię czymś, tak? Wiedziałem, jestem idiotą, za bardzo się pośpieszyłem. Spoko, posprzątam to tylko i możemy skoczyć do knajpy na rybę i zapomnieć o tym wszystkim, ale pomyślałem...
- Zamknij się - wychrypiałam. Paweł spojrzał na mnie zupełnie zdezorientowany. Odchrząknęłam:
- To najpiękniejsza rzecz jaką ktokolwiek dla mnie zrobił. - rzuciłam mu się na szyję obejmując go z całych sił.
- Ach tak! - powiedział z ogromną ulgą w głosie - Wobec tego siadajmy - dodał z uśmiechem tak szerokim, że gdyby nie uszy to byłby dookoła głowy.
Spoczęliśmy na kocu i rozpoczęliśmy naszą małą "uroczystość" od lampki szampana. Paweł naprawdę się postarał, przez cały czas nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się na prawdę. Czas mijał bardzo szybko. Cały czas rozmawialiśmy. Dopiero po zjedzonym posiłku, kiedy przenieśliśmy się bliżej morza, nastała cisza. Po chwili przerwał ją Paweł:
-Wiesz...właściwie to przygotowałem to wszystko, żeby powiedzieć ci coś ważnego... - spojrzał na mnie niepewnie, a ja wykonałam nieznaczny ruch ręką, by kontynuował.
- Więc widzisz...kiedy ja cię tylko zobaczyłem w tym pociągu...to naprawdę....nigdy dotychczas takiego czegoś nie poczułem...to było naprawdę dziwne...a potem zrozumiałem...zrozumiałem, że się w tobie zakochałem Gosiu... - Paweł był bardzo zdenerwowany, chyba nie mniej ode mnie kiedy dotarł do mnie sens słów, które właśnie wypowiedział. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Gula w gardle urosła do niebotycznych rozmiarów, a moje serce zaczęło walić jak oszalałe. Gośka...czy on właśnie powiedział, że cię kocha? A ty jego kochasz? Co zrobisz? Jak teraz będzie wyglądała wasza relacja? Mój wewnętrzny monolog przerwał Paweł:
- Chcę, żebyś wiedziała, że do niczego cię nie zmuszam, po prostu musiałem to z siebie wyrzucić, możemy się przyjaźnić jak dawniej...
- Nie chcę się z tobą przyjaźnić - powiedziałam cicho.
- Ok, rozumiem twoją reakcję, mam tylko nadzieję, że nie jesteś na mnie zła. Ja tylko chciałem...
- Och zamknij się idioto! - syknęłam zniecierpliwiona i łapczywie wpiłam się w jego usta.
Reszta wakacji minęła w zastraszającym tempie. Czas wypełniała mi praca i chwile spędzone razem z Pawłem. Ciocia Grażynka stwierdziła, że jesteśmy świetną parą i że od razu wiedziała, że coś jest na rzeczy. Czułam jakbym była w Gdańsku dopiero kilka dni, a tymczasem siedziałam już w pociągu powrotnym do Łodzi. Okazało się, że Paweł mieszka niedaleko mnie, co bardzo nas ucieszyło. Po powrocie do miasta spotykaliśmy się niemal codziennie. Wkrótce przyszedł październik, a wraz z nim początek roku akademickiego. Wreszcie zaczęłam moje wymarzone studia medyczne. Na początku było bardzo trudno, jednak ze wsparciem Pawła nic nie było mi straszne. Kochałam go do szaleństwa, w głębi duszy czułam, że to może być ten, jednak pod koniec grudnia nad naszym związkiem zawisły czarne chmury. A wszystko zaczęło się od Sylwestra...Wraz z grupką znajomych wybraliśmy się do klubu. Tam spotkałam mojego dobrego znajomego z liceum, Tomka. Zaczęliśmy rozmawiać, trochę razem tańczyliśmy. Był z narzeczoną, okazało się, że w przyszłym roku planują ślub. W Pawła coś wstąpiło. Około jedenastej, podszedł do mnie i stanowczo powiedział, że już dosyć zabawy i idziemy do domu. Na nic były protesty, zarówno moje, jak i przyjaciół. W pewnym momencie po prostu złapał mnie za ramię i wywlókł z lokalu. Kiedy dojechaliśmy do mieszkania, spytałam o co chodzi:
- Jeszcze się pytasz? Chciałaś mnie zdradzić z tym wypłoszem! I to na moich oczach! - krzyknął.
- Słucham? - byłam szczerze zdziwiona - Masz na myśli Tomka? Przecież to tylko kolega z klasy...Pomijając to, że ma narzeczoną i wkrótce biorą ślub.
- Taa...przecież sam widziałem. Obściskiwałaś się z nim pod moim nosem! Może ta jego ma to w dupie, ale ja nie! Jesteś moja, rozumiesz?!
- Paweł! Uspokój się! Chyba za dużo wypiłeś, lepiej będzie jak już się położysz. - starałam się go jakoś uspokoić, jednak on nie dawał za wygraną ogarnięty furią:
- Nic nie piłem, przecież prowadzę! Gdybym nie interweniował wyruchałby cię na środku parkietu! Ja na to nie pozwolę!
Byłam przerażona jego zachowaniem. Na nic zdały się moje próby uspokojenia go. W końcu przebrałam się w dżinsy i postanowiłam wyjść z domu i wrócić za jakiś czas. Nie zdążyłam, jednak nawet dojść do drzwi kiedy Paweł złapał mnie gwałtownie za ramię:
- I co, lecisz do swojego kochasia? A może są jeszcze inni? - wycedził ze złością - Nie tym razem złotko, jesteś moja i będziesz się kochać tylko ze mną - powiedział po czym zaczął mnie brutalnie całować. Kiedy chciałam go odepchnąć, on trzymał mnie jeszcze mocniej, nie miałam z nim szans, więc po chwili się poddałam. To był pierwszy raz kiedy zmusił mnie do seksu. Dotychczas czerpałam z tego ogromną przyjemność, cieszyłam się, że mogę oddać siebie i swoje ciało osobie, którą kocham i którą darzę bezgranicznym zaufaniem. Tym razem było zupełnie inaczej. Paweł, zazwyczaj delikatny i subtelny, zachowywał się nieludzko, niejednokrotnie sprawiając mi ból. Po tym incydencie w Sylwestra zmuszał mnie do stosunku jeszcze wielokrotnie, a w trakcie powtarzał nieustannie, że jestem tylko jego. Od tego pamiętnego Sylwestra wiele się zmieniło. A właściwie to Paweł się zmienił. Non stop urządzał sceny zazdrości, nie pozwalał mi samej wychodzić z domu, musiał mnie mieć cały czas pod kontrolą. Chciał żebym zrezygnowała dla niego ze studiów. Kiedy stanowczo odmówiłam, zrezygnował z pracy, żeby móc wozić mnie na uczelnie. Czasami mnie bił. Wytrzymałam tak prawie dwa lata. Pewnego dnia w osiedlowym sklepiku spotkałam koleżankę. Spytała, czy u mnie wszystko dobrze, bo bardzo schudłam i wyglądam na chorą. Zapewniłam ją, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i szybko wróciłam do domu, bo w innym wypadku Paweł mógłby się rozgniewać. Weszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być okej, ale potem popatrzyłam na siebie bardziej obiektywnym okiem. Przeraziłam się. Wyglądałam strasznie. Zapadnięte policzki, cienie pod oczami, smutny wzrok. Już nie byłam tą wesołą Gosią z lekko pucołowatymi rumianymi policzkami. Boleśnie dotarła do mnie rzeczywistość. Do jakiego stanu doprowadził mnie ten związek. I wtedy powiedziałam: dość. Poszłam do Pawła i poprosiłam go o spotkanie z rodziną. Zgodził się, ale pod warunkiem, że Maciek po mnie przyjedzie. Przytaknęłam. Za każdym razem, kiedy chciałam zobaczyć się z rodzicami albo on mnie zawoził, albo dzwoniłam do Maćka. Po kilkunastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Kiedy wychodziłam, Paweł przytulił mnie czule i pocałował mówiąc, żebym wracała jak najszybciej, bo będzie tęsknił. Skinęłam głową i wyszłam. Kiedy tylko wsiadłam do samochodu rozpłakałam się. Maciek niewiele myśląc pojechał do parku, w którym często bawiliśmy się jako dzieci i stanął pod wysokim drzewem.
- Gocha, co się dzieje?
- Bo...bo...ja już tak dłużej nie mogę... - opowiedziałam mu wszystko co chwila wybuchając głośnym szlochem. Kiedy skończyłam Maciek był bardzo zdenerwowany:
- Jedziemy tam. Dam mu w mordę. Nie pozwolę na to, żeby ktoś tak traktował członka mojej rodziny.
- Nie...Maciek uspokój się! Ty nie wiesz do czego on jest zdolny! On cię zabije! Proszę! Jedźmy do domu... - prawie krztusiłam się od płaczu. Maciek widząc mój stan, przytulił mnie i głaszcząc mnie po głowie mówił kojącym głosem:
-Dobrze, spokojnie. Nie pozwolę, żeby ten drań jeszcze kiedykolwiek cię skrzywdził. Ćśś, ćśśś maleńka, spokojnie. Jedziemy do domu.
Nie mogłam się uspokoić. Dopiero kiedy przekroczyłam próg swojego rodzinnego domu i opowiedziałam wszystko rodzicom najzwyczajniej w świecie zabrakło mi łez. Byłam tak wycieńczona, że kiedy tylko wyrzuciłam z siebie wszystko, od razu zasnęłam. Obudziłam się następnego dnia. Kiedy weszłam do kuchni zastałam w niej rodziców i Maćka. Wszyscy byli bardzo poważni i poprosili, żebym obok nich usiadła. 
- Córeczko, dobrze, że w końcu do nas przyszłaś i powiedziałaś wszystko...- zaczęła łagodnie mama głaszcząc mnie po ręce - Trochę nam przykro, że tak długo trzymałaś to w tajemnicy.
- Bo go kocham - powiedziałam cicho.
- Wiem córeczko, ale musisz zrozumieć, że Paweł jest chory. On nie umie kochać. Zrozum, z czasem było by tylko gorzej. Miałam kiedyś taki przypadek u mnie w poradni. Cóż, uważamy z tatą, że powinnaś zgłosić sprawę na policję. To jest jedyne wyjście, żeby cię od niego uwolnić. Wtedy bardzo zabolała mnie postawa mojej mamy. Była taka opanowana i stanowcza. Z czasem jednak zrozumiałam, że w tamtej chwili to było dla mnie najlepsze.

Resztę pamiętam jak przez mgłę...Pamiętam, że zemdlałam, a potem nagle stałam w sądzie. Paweł krzyczał, że mnie kocha i że nie rozumie dlaczego tak postąpiłam. Dostał zakaz zbliżania się do mnie. Wyjechałam z Łodzi i dokończyłam studia w innym mieście. Z pomocą psychologa i dzięki wsparciu rodziny jakoś wyszłam na prostą. A teraz wszystko trafił szlag i powróciło do mnie ze zdwojoną siłą. Byłam jak sparaliżowana, torebka wypadła mi z rąk i uderzyła o beton.
- Gosiu? Wszystko w porządku? - I znów ten głos, głos, którego tak bardzo nie chciałam usłyszeć.
- Co ty tu robisz? - wyszeptałam ledwo słyszalnie.
- Od niedawna mieszkam i pracuję. Fajnie, że się spotkaliśmy po tak długim czasie, może dasz się namówić na kolację?
- Zostaw mnie w spokoju - powiedziałam, wyrwałam mu torebkę z ręki, wsiadłam do samochodu i szybko odjechałam. Stanęłam pod drzwiami mieszkania, trzęsącymi rękami próbując znaleźć klucze. Jednak po chwili się poddałam. Osunęłam się po ścianie, głęboko westchnęłam i wybuchnęłam płaczem.

___________________________________
Ta dam! No i jak? Zdecydowałam się uchylić co nieco z przeszłości Margaret. O rajuśku, mam taką wenę, że kolejny rozdział być może pojawi się za kilka dni.
A co do wczorajszej wizyty w Bełchatowie...
Atmosfera podczas  meczu była nieziemska! Kto nie był, niech żałuje! Wspaniałe zwycięstwo Skry nad Jastrzębiem. Blondzik Kłosa na żywo - cuuuuudeńko! :D
KOMENTUJCIE!!!

Do następnego,
India ;*

2 komentarze:

  1. jejQ!!! GENIALNY! i to bez wazeliny!
    Powoli wszystko się wyjaśnia. ciekawa jestem czy Zibi się dowie... To jest straszne co przeszła Gośka. Nie życzę tego nikomu:(
    dziękuję za koment u mnie:)
    pozdraiwam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeej, wielkie dzięki, jesteś najlepsza! :))
      A co do Zbyszka to...UWAGA SPOJLER: W przyszłym rozdziale okaże się, że Zibi jednak jest człowiekiem i jakieś tam resztki rozumu mu zostały :D Również pozdrawiam! :)

      Usuń