niedziela, 27 października 2013

ROZDZIAŁ 4


Pogrążone w późno popołudniowym  październikowym mroku, solidnie potraktowane deszczem ulice Katowic. Ostatnie zgubione dusze szybko podążające w tylko im znanym kierunku, byleby tylko dłużej nie stać na zewnątrz. Samochody z premedytacją wjeżdżające w uliczne kałuże. Wychudzony kundel bezradnie wpatrujący się w okna mieszkania, w którym niegdyś odnalazł miłość. Oliwia siedząc na ławce utożsamiała się z tym biednym czworonogiem. Czuła się brudna, samotna, niezrozumiana. Tkwiąca w impasie, bez żadnych perspektyw na przyszłość. Była tylko pionkiem, organizmem, który nie był w stanie przeciwstawić się losowi. Zawsze robiła tylko to czego wymagali od niej inni, po pewnym czasie gubiąc gdzieś zdolność do samodzielnego myślenia. Czy słusznie? Teraz bardzo żałowała, jednak próby naprawienia samej siebie jak do tej pory nie przyniosły żadnych, najmniejszych nawet rezultatów. W dalszym ciągu pozostawała naiwną, zagubioną dziewczynką. Ktoś zaraz pewnie powie: "Przestań się nad sobą użalać, tylko zacznij działać!". Ona jednak traciła już powoli siły. Z głębokim westchnieniem podniosła się z ławki i ruszyła w stronę dworca. Od dwóch tygodni to już była codzienność, a nie rozwiązanie "na chwilę". Weszła do dziwnie opustoszałej dworcowej toalety. Poprawiła wilgotne od deszczu włosy, a po chwili jej twarz zaczęła przypominać maskę, kiedy pokrywała ją tanimi kosmetykami. Kiedy po raz trzeci tuszowała rzęsy dostrzegła kobietę. W lustrzanym odbiciu doskonale widziała jej przedstawiające pogardę oblicze. Oliwia postanowiła nie zwracać na nią uwagi machinalnie wykonując kolejne czynności. Założyła krótką niebieską sukienkę i wysokie czarne kozaki. Przelotnie zerknęła na fotografię Marcysi i powstrzymując się od płaczu opuściła toaletę przywdziewając tym samym maskę obojętności. O czym myślała po raz kolejny oddając się obcemu mężczyźnie? Myślała o tym, że właściwie ci faceci są jej bliscy. Że niejako dzięki nim ma za co nakarmić siebie i swoją córeczkę. Że być może, będzie mogła zapewnić tej kruszynce lepszy byt. Że nie będzie musiała drżeć każdego dnia o jej bezpieczeństwo. Głęboko wierzyła, że pewnego dnia uwolni się od tego, zostawi wszystko daleko za sobą i narodzi się na nowo by wieść normalne życie.

****



Obudziły mnie jakieś dziwne hałasy dobiegające z mieszkania nade mną. Nieprzytomnym wzrokiem zerknęłam na zegarek wskazujący dziewiątą czterdzieści pięć. No ludzie! To już nawet w wolną sobotę nie można się wyspać?! Co tam się, do cholery dzieje? Niektórzy na prawdę nie mają litości - mówiłam do siebie zwlekając się z łóżka niepocieszona. Narzuciwszy na siebie szary szlafrok ruszyłam w stronę kuchni. Uruchomiłam ekspres do kawy i włączyłam radio. Niestety nie udało mi się zagłuszyć tego uporczywego, irytującego dźwięku pochodzącego do mojego sąsiada, więc wkurzona pociągnęłam za wtyczkę od radia wyrywając ją razem z gniazdkiem. No i pięknie...Przeklęłam siarczyście pod nosem i zaczęłam przetrząsać mieszkanie w poszukiwaniu czegoś słodkiego. Pieprzyć diety, pomyślałam. Po chwili siedziałam już na balkonie z parującym napojem, dwoma tabliczkami czekolady i paczką papierosów. Tak, tak, lekarzowi nie wypada, promowanie zachowań prozdrowotnych, rak płuc itepe, ale jak szaleć to szaleć. Uśmiechnęłam się do siebie kiedy dym przyjemnie drażnił mi gardło i wdzierał się do płuc. Beznadziejny poranek zamienił się w miły poranek, no i na balkonie nie słychać tego irytującego hałasu. Zamknęłam oczy pozwalając by promienie słońca przyjemnie ogrzewały moją twarz. Niestety niedługo mi było dane się cieszyć, po około kwadransie usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi. Leniwie ruszyłam w ich kierunku i usłyszałam głos dobiegający zza nich:
- Halo? Jest tam ktoś? Poczułem zapach kawy i pomyślałem,że... - urwał w pół zdania, kiedy otworzyłam drzwi. Kiedy zobaczyłam, kto zawitał w moje skromne progi, delikatnie mówiąc odebrało mi mowę. To już przestaje być śmieszne! To jakieś fatum!
- Że co? - powiedziałam opryskliwie.
- Że mogłabyś mnie poczęstować, bo dopiero się wprowadziłem. Co ty tu robisz? - spytał nadal lekko zbity z tropu.
- Jak to co? Mieszkam tu od jakiś trzech miesięcy? Możesz mi powiedzieć, Bartman, dlaczego się tak na mnie uwziąłeś?
- Ja? Skąd mogłem wiedzieć, że tu mieszkasz? Dostałem to mieszkanie od klubu - zaczął się tłumaczyć. Ojej chyba go nie przestraszyłam? Hahaha, dobre sobie.
- O niebiosa, dlaczego mi to robicie i w kółko nasyłacie na mnie tego człowieka? - powiedziałam patrząc w sufit rozkładając ręce na boki. Chyba się nawrócę i pójdę do kościoła złożyć jakąś ofiarę z jagnięcia, czy co tam się innego robi...
- Też sobie ostatnio zadałem to pytanie. - powiedział z uśmiechem.
- Coraz mniej mi się to podoba. - odpowiedziałam - Dobra, skoro już tu jesteś, to wejdź, niech będzie moja strata... - Nie, wcale po cichutku nie wierzyłam, że dzięki temu się ode mnie w końcu odczepi, wcale, wcale!
Tymczasem Bartman nawet nie ruszył się z miejsca. A temu co znowu?
- Włazisz czy nie? Nie będę tu stała w nieskończoność. - powiedziałam zniecierpliwiona.
- Serio? Nie wierzę... - powiedział przekraczając próg. No nie, jaja sobie robię...
- Ładnie tu masz. - Dlaczego on nawet jeśli nic takiego nie powie, to zawsze mnie tak cholernie irytuje? 
- Idź na balkon, właśnie tam siedziałam. Pójdę po kawę i zaraz do ciebie dołączę. - powiedziałam starając zachować życzliwy ton głosu. Nalewając kawy do kubka usłyszałam syk i zduszone przekleństwo. Szybko pobiegłam do Bartmana.
- Co się dzieje? - spytałam.
- Trzeba mi było powiedzieć, że palisz! - powiedział trzymając się za dłoń.
- A co to ma do rzeczy? - byłam kompletnie zdezorientowana.
- To, że wtedy bym uważał, a przez ciebie się poparzyłem! - wskazał na papierosa leżącego na balustradzie.
No tak, czy wspominałam już kiedyś, że on jest skończonym idiotą?

________________________________________
Po pierwsze...Przepraszam, przepraszam, możecie mnie ukrzyżować, że tak długo mnie nie było! Chociaż patrząc na ilość komentarzy, to i tak niewiele osób to czyta. Naprawdę, nie bójcie się napisać tych kilku słów pod rozdziałem, to nie boli, a mnie daje poczucie, że to co robię ma sens. Równie dobrze mogę pisać do szuflady, a nie bawić się w udostępnianie...

Po drugie...Jeśli ktoś nie pamięta Oliwii to zerknijcie na rozdział 2. I tu moje pytanie: Podoba wam się jej wątek? Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. 

Po trzecie...Siatkarski świat zadrżał w posadach, kiedy okazało się, że nowym trenerem naszych chłopaków został Antiga. Jeśli miałabym to jakoś skomentować, to powiem tylko tyle: Nie róbmy paniki, tylko poczekajmy i dajmy się chłopakowi wykazać. Strasznie mnie irytują te wszystkie pełne oburzenia komentarze, że Antiga jest beznadziejny i tak dalej. Owszem, został rzucony na głęboką wodę, ale pamiętajmy, że ma Blaina. Ja w niego wierzę, wierzę, że ma pomysł na naszą drużynę. Ale nie ma co gdybać, zobaczymy w maju :)
A co do zwolnienia Anastasiego, to Przedpełski znów popisał się kulturą, a raczej jej brakiem. Na szczęście są kibice, którzy potrafili się zachować w odpowiedni sposób organizując w ramach podziękowań różne akcje na fb i twitterze. 

KOMENTUJCIE! :D 

Do następnego, 
India.






7 komentarzy:

  1. doczekałam się:))) świetny rozdział i fajne piosenki przewodnie, zwłaszcza spodobała mi się ta lekka piosenka francuska, o której istnieniu nie miałam pojęcia:)
    uwielbiam tutaj zaglądać!
    pozdrawiam serdecznie i zapraszam tutaj :)
    http://zastapzloscmiloscia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, wielkie dzięki! Jako jedyna jesteś ze mną od początku i mnie wspierasz i komentujesz :) Przepraszam, że zaniedbuję rozdziały u ciebie, postaram się wszystko jak najszybciej nadrobić :)

      Usuń
  2. nic się nie dzieje!:) uwielbiam Twojego bloga!!!!
    przesyłam buziaki:) i weny życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać, że wciągnęła mnie ta historia. Na pewno będę śledziła losy Margaret. Może z czasem okażę się, że Zbyszek to nie taki zły człowiek. No ale to chyba jakieś przeznaczenie, że najpierw spotykają się w szpitalu, a potem okazuje się, że będą sąsiadami.
    Niecierpliwie czekam dalszych części.
    Wątek z Oliwią też mnie zaintrygował i na pewno będę śledziła jej historię. :)

    W wolnej chwili zapraszam do siebie. Dopiero zaczynam i będę wdzięczna za jakiekolwiek słowo. :) http://miedzy-noca-a-dniem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co to Margaret nie nazwałaby tego przeznaczeniem, a raczej złośliwym, mało zabawnym zrządzeniem losu :) Ale Zbyszek jeszcze "pokaże na co go stać" i kto wie co z tego wyniknie :D Dziękuję za miłe słowa i na pewno zajrzę do Ciebie :)

      Usuń
  4. cudownie! znalazłam to opowiadanie dzisiaj i za jednym razem wszystko przeczytałam. Z ogromną niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. :)
    "Kto się czubi ten się lubi" więc zapewne ze znajomości Gosi i Zbyszka doczekamy się czegoś więcej :D
    Proszę informuj mnie gdy coś dodasz na blogu, który zostawiłam w zakładce "Wasze blogi". Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń