Rano obudził mnie budzik
i ogromny ból głowy. Mój organizm chyba już z góry przeczuwał, że dzień miły i
przyjemny nie będzie i zareagował taką, a nie inną przykrą dolegliwością.
Wydostałam się z pościeli i podeszłam do okna. Liczyłam, że podmuch świeżego powietrza
mnie orzeźwi i uśmierzy nieco ból, jednak byłam w dużym błędzie. Otworzyłam
okno, a promienie słońca wpadające do pomieszczenia spowodowały, że przez
chwilę myślałam, że moja czaszka eksploduje. Z łoskotem opuściłam żaluzje.
Jeśli chciałam zacząć jakoś normalnie funkcjonować musiałam sobie jakoś ulżyć.
Poczłapałam do łazienki. Z apteczki wyciągnęłam mocne środki przeciwbólowe.
Połknęłam dwie pigułki i wzięłam szybki prysznic. Kiedy już jakoś w miarę
doprowadziłam się do ładu, zerknęłam na zegarek i zorientowałam się, że mam
jeszcze całkiem sporo czasu. Postanowiłam, więc, że przed wyjściem zjem jeszcze
śniadanie, właściwie to po raz pierwszy od dawna, ostatnimi czasy zdążałam
tylko wziąć łyk kawy i biegiem opuszczałam mieszkanie. Wchodząc do kuchni i
zerkając przelotnie na blat stanęłam jak wryta. Rozejrzałam się śpiesznie,
chcąc się upewnić, że w mieszkaniu jestem zupełnie sama. Podeszłam do drzwi
wejściowych. No tak, otwarte. Jak zwykle zresztą. Wróciłam do kuchni. Na blacie
stała taca, na której była miseczka z sałatką i dwie kanapki z łososiem i
pomidorem. Była też kartka:
Zrobiłem więcej niż
zdołałbym zjeść, więc pomyślałem, że szkoda, żeby takie pyszności się zmarnowały. Nie chciałem Cię
budzić, a drzwi były otwarte, co swoją drogą jest trochę nieodpowiedzialne, nie
uważa pani, pani doktor?
Nie musisz dziękować.
Troskliwy i
wspaniałomyślny, a przy tym niesamowicie seksowny Zibson :*
ZIBSON?!
Coś jak Grubson? Chociaż Bartmanowi chyba bliżej do Trybsona. Pokręciłam głową
i uśmiechnęłam się pod nosem. Ten człowiek nigdy nie przestanie mnie
zaskakiwać. Chyba, że to jakiś podstęp. Zaczęłam uważnie przyglądać się
kanapkom, ale nie zauważyłam niczego dziwnego. Wyciągnęłam sok pomarańczowy z
lodówki i zabrałam się za jedzenie. Po kilkudziesięciu minutach opuszczałam
mieszkanie tym razem starannie zamykając drzwi na klucz.
Podjeżdżając
na parking zorientowałam się, że jakiś ślepy idiota zajął moje miejsce. Westchnęłam głośno starając się opanować
narastającą we mnie złość, może ciut za mocno trzasnęłam drzwiczkami samochodu.
Dzień pracy nie zaczynał się zbyt miło, a jeszcze czeka mnie użeranie się z
Erickiem. Przekraczając próg szpitalnego kolosa w duchu powtarzałam sobie
niczym mantrę: „cierpliwości, cierpliwości, cierpliwości…”
Alice z portierni
powitała mnie jak zwykle wymuszonym uśmiechem. Jej wargi zbyt obficie
potraktowane błyszczykiem zawsze układały się w ten sam grymas. Patrzyła na
mnie wyczekująco, niemal przeszywając mnie wzrokiem gdy szłam korytarzem w jej
stronę. Zatrzymałam się przy kontuarze, za którym siedziała.
- Alice – powiedziałam siląc
się na życzliwy ton.
- Oh, Margaret, jak
cudownie cię widzieć! – zaszczebiotała, a ja uniosłam brwi ze zdziwienia. Jakoś
dotychczas nie wykazywała takiego entuzjazmu na mój widok, można by nawet rzec,
że wręcz przeciwnie. – No więc Margaret, czy twój przystojny przyjaciel dziś
znów cię przywiózł? Czemu nie wszedł? Długo się znacie, jesteście razem? – paplała,
a moje oczy stawały się coraz większe.
- Nie, nie jesteśmy razem
– tylko tyle zdążyłam powiedzieć, zanim ponownie mi przerwała:
- Och to cudownie! To
znaczy, nie to, żeby coś, tylko pomyślałam sobie, że skoro się nie umawiacie,
to może ja bym skorzystała, no rany… to w końcu takie mega ciacho… - gruchała
tym swoim piskliwym głosikiem, a ja jak to ja, no cóż…
- Hmm…Alice, nie wiem jak
ci to powiedzieć… - zaczęłam spokojnie – No cóż, nie spotykam się ze Zbyszkiem
nie tylko dlatego, że uważam go za idiotę, ale przede wszystkim dlatego, że no
wiesz…
- Coo, co? Ma żonę? Albo
co gorsza dzieci? – wyglądała na załamaną, a ja walczyłam z wybuchem wesołości.
- Bynajmniej! Chodzi po
prostu o to, że wiesz…on woli chłopców – dokończyłam konspiracyjnym szeptem
nachylając się w jej stronę i czym prędzej się oddaliłam nie zwracając uwagi na
jej zawodzenie.
Skręcając się ze śmiechu dotarłam auli, gdzie byli już wszyscy
stażyści. Brakowało tylko Erica, który jak zwykle się spóźniał.
- O czym gadacie? –
spytałam Didiera, którego zdążyłam poznać ostatnim razem.
- Eric kazał wymyślić
siedem różnych diagnoz do Upsona, nie pamiętasz? – uśmiechnął się życzliwie, a
ja odwzajemniłam gest. Po chwili do
pomieszczenia wtargnął sprawca całego zamieszania. James Eric we własnej
osobie. Włączył projektor, a na ekranie
cały czas widniało zdjęcie Buddy’ego.
- Alergia na aluminium mogła wywołać… - zaczął
facet na wózku.
- Co z tego? – przerwał mu
natychmiast Eric - Nowy pacjent! Kobieta, lat 34 ze synestezją. – podniósł
projektor do góry – Nowe zasady – rzekł patrząc na nas. – Żadnych notatek z laboratorium i rentgena,
nic. Pacjentka to Osama BinLaden. Wszyscy poza tą salą to siły specjalne.
Jakieś pytania?
- Ukrywamy Bin Ladena? –
ponownie głos zabrał niepełnosprawny mężczyna.
- To metafora.
Przyzwyczaj się. Pytania?
- Nie powiesz jak się
nazywa? – nie dawał za wygraną.
- Myślisz, że nazwisko ma
związek z chorobą? – skwitował Eric i podszedł do przednich drzwi.
- I oootooo przeeed
waaami…. – przemówił niczym prowadzący teleturniej – Oooosamaaa
BiiinLaaaadeeeen!!! – do pomieszczenia weszła niska, ciemnoskóra kobieta. Usiadła
na krześle a Eric dał nam znać, że możemy zacząć. Po serii standardowych i
mniej standardowych pytań mieliśmy mały zarys ogółu, czyli nic co tłumaczyłoby
objawy. Ale jakoś mi tu coś nie pasowało…
- Czas na lasencję z
tyłu - rzekł Eric patrząc na mnie.
- Dużo czasu przebywasz w
powietrzu? – zadałam nurtujące mnie pytanie. Na sali zapadła cisza, a kobieta z
przerażeniem popatrzyła na diagnostę. Coś ewidentnie było nie tak.
- Dlaczego pytasz? –
wydał się być zaintrygowany.
- Lotnicy dużo czasu
spędzają siedząc nieruchomo w kokpicie. Skrzep z nogi mógł przedostać się do
mózgu – powiedziałam.
- Nietypowa teoria
–skwitował zamyślony – Pacjentka jest…pilotem. – dokończył, a ja uśmiechnęłam się triumfująco.
- Siedemnaście,
Trzydzieści dwa, Trzydzieści cztery, zabierzcie ją na skaner i ambiografię. – Żwawo
podniosłam się z miejsca. Wraz z Didierem i ciemnowłosą, młodą kobietą, której
imienia nie pamiętam zabrałam się do pracy. Po około dwóch godzinach
otrzymaliśmy wyniki. Jak najszybciej postanowiliśmy zdać relację Ericowi.
- Żadnych skrzepów,
jedynie powiększona ilość erytrocytów. Badanie krwi nie przyniosło rezultatów –
Doktorek chyba nie za bardzo nas słuchał. Był ewidentnie rozkojarzony, co
chwilę patrzył w monitor komputera lub wyglądał na korytarz. Jednak zaraz
potem, jak gdyby nigdy nic orzekł, że to zatrucie dwutlenkiem węgla i trzeba
wsadzić naszą panią pilot do komory hiperbarycznej. Niestety, w trakcie terapii pacjentka miała zapaść, a jeden ze
stażystów użył defiblyratora w natlenionym pomieszczeniu w efekcie czego pacjentka
została poparzona. Eric ponownie zwołał wszystkich do auli . Po krótkiej
wymianie zdań ja wraz z jakimś starszym mężczyzną i dziewczyną o imieniu Agnes
zostaliśmy wysłani na echo.
-Wprowadzimy sondę przez
przełyk zobaczymy czy serce jest całe. Nie będzie to przyjemne ale obiecuję, że
nic ci się nie stanie – zwracał się spokojnie do pacjentki.
- Gotowa
- powiedziałam przyszykowawszy sprzęt.
- Nie krępuj się – powiedział mężczyzna podając
sondę Agnes.
- Jasne – orzekła
sarkastycznie - Niczego nie znajdziemy,
a Eric zwali wszystko na mnie – wydała się być bardzo oburzona na co tylko
przewróciłam oczami.
- Sam nie możesz? - spytałam po prostu
- Wykonywałem ten zabieg
10 tysięcy razy, nie zrobię na nim wrażenia
- odpowiedział.
- Robisz to z dobroci
serca – rzuciłam ironicznie biorąc od niego urządzenie
- Podejrzliwa jesteś, pani
doktor…
- Mów mi Siedemnaście.
Nie lubię zażyłości – odparłam i rozpoczęłam badanie. Miałam rację. To jest
rywalizacja, a nie kolonie. Tu toczy się walka o pracę u boku jednego z
najlepszych diagnostów na świecie. Nie ma miejsca na sentymenty i wzniosłe
uczucia.
______________________________________________
Wróciłam, jestem :) Pewnie spodziewaliście się czegoś spektakularnego po miesięcznej nieobecności tutaj, ale z racji na to, że jest to rozdział "przejściowy" to nic specjalnego nie mogłam z tym zrobić.Mogliście tylko podziwiać moje zboczenie na punkcie biologii i medycyny, które wreszcie ujrzało światło dzienne. Przepraszam, wiem, że dla wielu z Was to nudne, postaram się niezbyt często pisać tak dokładnie o tym czym zajmuje się Megi w szpitalu :) Pragnę też zdradzić, że w przyszłym rozdziale definitywnie pożegnamy się z Oliwią ;)
I tradycyjnie proszę o komentarze z Waszymi opiniami. Jeśli ktoś chce być informowany o nowościach, to proszę o kontakt przez gg(49959397), ASKA
PS Przepraszam za wszelakie błędy :)
PPS A kto jeszcze nie czytał Zbysiowego jednoparta to zapraszam ----> http://une-fois-par-hasard.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie i do następnego,
India :*
Wróciłam, jestem :) Pewnie spodziewaliście się czegoś spektakularnego po miesięcznej nieobecności tutaj, ale z racji na to, że jest to rozdział "przejściowy" to nic specjalnego nie mogłam z tym zrobić.Mogliście tylko podziwiać moje zboczenie na punkcie biologii i medycyny, które wreszcie ujrzało światło dzienne. Przepraszam, wiem, że dla wielu z Was to nudne, postaram się niezbyt często pisać tak dokładnie o tym czym zajmuje się Megi w szpitalu :) Pragnę też zdradzić, że w przyszłym rozdziale definitywnie pożegnamy się z Oliwią ;)
I tradycyjnie proszę o komentarze z Waszymi opiniami. Jeśli ktoś chce być informowany o nowościach, to proszę o kontakt przez gg(49959397), ASKA
PS Przepraszam za wszelakie błędy :)
PPS A kto jeszcze nie czytał Zbysiowego jednoparta to zapraszam ----> http://une-fois-par-hasard.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie i do następnego,
India :*
Świetny:) szkoda że tak mało Zbyszka ale za to wynagrodziłaś nam to tą rozmową z recepcjonistką. Ciekawe jak szybko dowie się o tym Bartman? Może odwiedzi swoją Panią Doktor w pracy? Czekam na next
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńZibson, hahaha ♥ Jesteś moim mistrzem! :)))
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście świetny :) Mam tylko nadzieje, że w kolejnym będzie więcej Bartmana, bo szczerze uwielbiam jego spotkania i rozmowy z Gośką! :) A za ten Ci bardzo dziękuje, bo jestem bogatsza o kilka pojęć z medycyny, haha :D
PS: Czekam (nie)cierpliwie na następny rozdział, bo zżera mnie ciekawość jak Zbyszek zareaguje, kiedy nasza Pani Doktor powie mu o swojej rozmowie z recepcjonistką! Coś czuje, że może być wesoło! :D
~ twoja czytelniczka number one - smerfetka :D
buziaki ;*
Żeby tak sprytnie wybawić Zbyszka od wielbicielki? :-p niezły pomysł Małgosiu :D
OdpowiedzUsuńJestem tylko ciekawa jak sam zainteresowany zareaguje na tą jakże ciekawą informację o sobie :p
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :-*
on woli chłopców hahahaha :D Zibson odmiennej orientacji.. ? pozdrawiam z podłogi! :D
OdpowiedzUsuńZibson...pozdro Z podlogi ^^
OdpowiedzUsuńAlice jest jakas....napalona na Zibsona :) a tu Zibi gej, hahaha-amok ^^
Tez chce takie sniadanie :)) i nie moge Sie doczekac relacji rozmowy Gosi z Siatkarzem, ktory obrosnie e piorka nam. ;)
Mycha juz nie moge sie doczekac nastepnego
REWLACJA.
OdpowiedzUsuńNo no no. Coś miły ten Zibson. Przepraszam że dopiero teraz i tak krótko, ale nie mam za bardzo czasu. Pozdrawiam :* Serdecznie zapraszam na nowy rozdział kedzierzynskie-szczescie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHej :) dzis wieczorem natrafilam na twojego bloga i pochlonelam go na raz! Swietne opowiadanie i bardzo w moim guscie :D bo lubie 'konkretnych' bohaterow. Oby jak najwiecej takich histori i oczywiste jest to ze zostaje tu z Toba do konca :D czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial ! :))
OdpowiedzUsuńRozdział świetny.
OdpowiedzUsuńOn woli chłopców-pozdro z podłogi :D
Też chce takie śniadanie ;)
Pozdrawiam i nie mog esię doczekać kolejnego ;*