- Jeeeny, ale się najadłam, nie mogę się ruszyć. - powiedziałam po kilkunastu minutach.
- To dobrze. Najadłaś się, więc możemy jechać - Zbyszek zaczął zacierać ręce z podekscytowania.
- Ooo, nie, nie ma mowy, muszę najpierw odpocząć. - Bartman wywrócił oczami i powiedziawszy głośne "Ooo Jezuu, co za kobieta" bezpardonowo wziął mnie na ręce i zaczął niebezpiecznie zmierzać do drzwi mojej sypialni.
- Bartman, ty skończony idioto, co ty wyprawiasz?! - wrzasnęłam, ale on nic sobie z tego nie robił. Otworzył drzwi kopniakiem i wtargnął do pomieszczenia. Nie wiem co chciał zrobić, ale uprzednio potknął się o moje szpilki, które walały się po podłodze w oczekiwaniu, żebym je sprzątnęła. W każdym razie przez tego niezdarę upadliśmy na łóżko. Nie mogłam złapać oddechu kiedy przygniótł mnie tym swoim wielkim cielskiem.
- Bartman, do cholery, złaź ze mnie! - wymamrotałam w jego koszulkę. Ani drgnął. Wierzgając na wszystkie strony chciałam go jakoś z siebie zrzucić, ale na próżno. Nie miałam szans.
- Idioto, nie mogę oddychać! - wysapałam, a on zaczął głupio chichotać. Zgramolił się ze mnie ciągle się śmiejąc, a ja w końcu mogłam zaczerpnąć więcej powietrza. Wzięłam głęboki oddech i oparłam się o poduszkę. Zerknęłam na Zbyszka, który cały czas skręcał się ze śmiechu. No dobra, ale że niby co jest takie zabawne, bo nie rozumiem. To, że się potknął? To, że mnie przygniótł? Oba powody nie były według mnie specjalnie śmieszne. Westchnęłam i zapatrzyłam się w sufit czekając aż Bartman łaskawie się uspokoi. Po kilku minutach w końcu opanował wybuchy wesołości.
- Możesz mi powiedzieć, co cię tak rozbawiło? - spytałam odwracając głowę w jego stronę. Zobaczyłam szeroki, ukazujący zęby, idiotyczny uśmiech i wesołe ogniki tańczące w oczach. Na ten widok sama miałam ochotę się roześmiać.
- W sumie to nie wiem - powiedział zachrypnięty lekceważącym tonem - Po prostu ta cała sytuacja wydała mi się śmieszna.
- Aha, świetnie - rzekłam ironicznie - Prawie się udusiłam!
- Oj Gośka...nie bądź taka zgorzkniała - jęknął wznosząc oczy ku niebu po czym jego palce zaczęły dźgać mnie w żebra. O nie, tylko nie to!
- Bartman! Przestań natychmiast! - powiedziałam resztkami sił. Jednak on nie odpuścił i tym razem to ja śmiałam się jak wariatka. Kiedy z oczu pociekły mi łzy, a brzuch bolał jak po solidnej dawce ćwiczeń Zbyszek odpuścił i z triumfującym uśmiechem z powrotem opadł na poduszkę.
- Jesteś skończonym kretynem, wiesz? - powiedziałam
- Ale za to z seksownym tyłeczkiem.
- To było pytanie retoryczne - odparłam sceptycznie - I przykro mi, nie udała ci się twoja prowokacja, żebym skomentowała twój tyłek - dodałam.
- Po prostu byłem ciekaw co sądzi o tym lekarz - prychnął, a ja się roześmiałam.
- To spytaj go przy najbliższej okazji.
- Ciebie chciałem spytać - powiedział - Moje zdanie o swoim tyłku znasz, według mnie jest zajebisty tylko może ciut przyduży - z palców zrobił miarkę pokazując o ile za duży - no, ale cóż...- kontynuował - musiałbym to dokładniej zweryfikować - sprawnie uchylił się przed moją pięścią zmierzającą w kierunku jego ramienia - ale byłem ciekaw co ty sądzisz o moim.
- Z lekarskiego punktu widzenia wydaje się w porządku, ale nie mam zamiaru sprawdzać. I uprzedzając twoje kolejne pytanie, to owszem, zły nie jest.
- Wiedziałem - odparł rozluźniony i założył ręce na karku.
- Nie za wygodnie? - zapytałam ironicznie
- Całkiem przyjemnie tu masz. Chętnie zostanę.
- Po moim trupie. Dobra, złaź, jedźmy na tę przejażdżkę, bo inaczej nigdy się ciebie nie pozbędę - powiedziałam, a Bartmanowi zaświeciły się oczy i momentalnie był na nogach. Nie byłam zła, zażenowana też jakoś nie, przyzwyczaiłam się już do tego przygłupa, którego na moje nieszczęście zesłał mi los. W tamtej chwili po prostu chciałam zakończyć tę idiotyczną dyskusję(tylko czy w towarzystwie tego mężczyzny trafiały się inne?) zanim wszystko zabrnie ciut za daleko i oboje będziemy czuć się niezręcznie. Ale nie, przecież w rzeczywistości Bartmana nie istniało coś takiego, zresztą ja też nie byłam jakąś wielką cnotką, choć z pewnością nie byłam tak bezpośrednia jak on. Zgorzkniała? Nie wiem, być może, ale chyba doświadczenia i zawód, który wykonuję pozbawiły mnie jakiejś większej spontaniczności i beztroski. Właściwie to od zawsze byłam dosyć poważna, choć paradoksalnie w szkole średniej uchodziłam za "rozśmieszajkę", kogoś kto jednym trafnym komentarzem potrafił rozbawić całą klasę. Na ile to była tylko kreacja, wiem tylko ja sama, nigdy nie posiadałam przyjaciółki, z którą mogłabym dzielić tak bardzo osobiste temat, stąd też nie miałam możliwości wymiany punktu widzenia w tej kwestii. W tamtym czasie uważałam po prostu, że tak trzeba. Tymczasem jednak chwyciłam kluczyki zostawione na szafce w przedpokoju, przepuściłam gderającego o jakiś dwurdzeniowych silnikach Bartmana i zamknęłam drzwi.
- A mogę ja poprowadzić? - zapytał kiedy zeszliśmy na parking. Wydęłam usta, przewróciłam oczami, westchnęłam zrezygnowana i rzuciłam mu kluczyki.
- Tylko jeśli powiem, to natychmiast masz się zatrzymać, jasne? - powiedziałam dobitnie.
- Oczywiście królowo - rzucił w odpowiedzi i z zapraszającym gestem otworzył drzwi od strony pasażera. Na końcu języka miałam cięty komentarz, ale tylko pokręciłam głową i umościłam się na przednim siedzeniu. Po kilku sekundach Zbyszek znalazł się obok mnie i kiedy wytłumaczyłam mu co i jak, ruszyliśmy. Z początku trochę się stresowałam, bo to auto to moje oczko w głowie i marzenie odkąd skończyłam dziesięć lat, ale po chwili byłam już całkowicie rozluźniona. Jednego czego nie można było powiedzieć o Bartmanie, to tego, że był złym kierowcą. Słuchając paplaniny Zbyszka wymieszanej z odgłosami dochodzącymi z radia zapatrzyłam się na wieczorny Paryż. Po około piętnastu minutach kazałam mu zawracać. Oczywiście jak zwykle zaczął narzekać, ale przypomniałam mu, że jest już późno, a oboje mamy obowiązki, co w moim przypadku oznaczało pracę, a w jego treningi. Nie byłby sobą, gdyby nie wybrał okrężnej drogi, toteż powrót był nieco dłuższy.
- Naprawdę, wielkie dzięki - powiedział oddając mi kluczyki - Nieczęsto trafia się okazja, żeby poprowadzić taką wiekową, kultową brykę - dodał z uznaniem.
- Ma na imię Wanda - odpowiedziałam, a Zbyszek się roześmiał.
- Okej, a więc dziękuję za możliwość prowadzenia Wandy, jakkolwiek by to nie brzmiało - odparł z uśmiechem i ruszyliśmy w stronę drzwi do kamienicy. Kiedy dotarłam do mieszkania, zrzuciwszy z siebie ubranie od razu pomknęłam pod prysznic. To był cholernie wyczerpujący dzień, a jutro pewnie będzie jeszcze gorzej, głównie z uwagi na Erica. Opuściwszy łazienkę, odwiedziłam jeszcze kuchnię. Wypiłam szklankę soku i włożyłam pozostałe na blacie brudne naczynia do zmywarki. Po wejściu do sypialni z uśmiechem wrzuciłam do garderoby przyczynę dzisiejszego upadku Bartmana. Kładąc się do łóżka usłyszałam znajomy dźwięk nadchodzącej wiadomości. Sięgnęłam po telefon leżący na półce nad moją głową.
- Ooo, nie, nie ma mowy, muszę najpierw odpocząć. - Bartman wywrócił oczami i powiedziawszy głośne "Ooo Jezuu, co za kobieta" bezpardonowo wziął mnie na ręce i zaczął niebezpiecznie zmierzać do drzwi mojej sypialni.
- Bartman, ty skończony idioto, co ty wyprawiasz?! - wrzasnęłam, ale on nic sobie z tego nie robił. Otworzył drzwi kopniakiem i wtargnął do pomieszczenia. Nie wiem co chciał zrobić, ale uprzednio potknął się o moje szpilki, które walały się po podłodze w oczekiwaniu, żebym je sprzątnęła. W każdym razie przez tego niezdarę upadliśmy na łóżko. Nie mogłam złapać oddechu kiedy przygniótł mnie tym swoim wielkim cielskiem.
- Bartman, do cholery, złaź ze mnie! - wymamrotałam w jego koszulkę. Ani drgnął. Wierzgając na wszystkie strony chciałam go jakoś z siebie zrzucić, ale na próżno. Nie miałam szans.
- Idioto, nie mogę oddychać! - wysapałam, a on zaczął głupio chichotać. Zgramolił się ze mnie ciągle się śmiejąc, a ja w końcu mogłam zaczerpnąć więcej powietrza. Wzięłam głęboki oddech i oparłam się o poduszkę. Zerknęłam na Zbyszka, który cały czas skręcał się ze śmiechu. No dobra, ale że niby co jest takie zabawne, bo nie rozumiem. To, że się potknął? To, że mnie przygniótł? Oba powody nie były według mnie specjalnie śmieszne. Westchnęłam i zapatrzyłam się w sufit czekając aż Bartman łaskawie się uspokoi. Po kilku minutach w końcu opanował wybuchy wesołości.
- Możesz mi powiedzieć, co cię tak rozbawiło? - spytałam odwracając głowę w jego stronę. Zobaczyłam szeroki, ukazujący zęby, idiotyczny uśmiech i wesołe ogniki tańczące w oczach. Na ten widok sama miałam ochotę się roześmiać.
- W sumie to nie wiem - powiedział zachrypnięty lekceważącym tonem - Po prostu ta cała sytuacja wydała mi się śmieszna.
- Aha, świetnie - rzekłam ironicznie - Prawie się udusiłam!
- Oj Gośka...nie bądź taka zgorzkniała - jęknął wznosząc oczy ku niebu po czym jego palce zaczęły dźgać mnie w żebra. O nie, tylko nie to!
- Bartman! Przestań natychmiast! - powiedziałam resztkami sił. Jednak on nie odpuścił i tym razem to ja śmiałam się jak wariatka. Kiedy z oczu pociekły mi łzy, a brzuch bolał jak po solidnej dawce ćwiczeń Zbyszek odpuścił i z triumfującym uśmiechem z powrotem opadł na poduszkę.
- Jesteś skończonym kretynem, wiesz? - powiedziałam
- Ale za to z seksownym tyłeczkiem.
- To było pytanie retoryczne - odparłam sceptycznie - I przykro mi, nie udała ci się twoja prowokacja, żebym skomentowała twój tyłek - dodałam.
- Po prostu byłem ciekaw co sądzi o tym lekarz - prychnął, a ja się roześmiałam.
- To spytaj go przy najbliższej okazji.
- Ciebie chciałem spytać - powiedział - Moje zdanie o swoim tyłku znasz, według mnie jest zajebisty tylko może ciut przyduży - z palców zrobił miarkę pokazując o ile za duży - no, ale cóż...- kontynuował - musiałbym to dokładniej zweryfikować - sprawnie uchylił się przed moją pięścią zmierzającą w kierunku jego ramienia - ale byłem ciekaw co ty sądzisz o moim.
- Z lekarskiego punktu widzenia wydaje się w porządku, ale nie mam zamiaru sprawdzać. I uprzedzając twoje kolejne pytanie, to owszem, zły nie jest.
- Wiedziałem - odparł rozluźniony i założył ręce na karku.
- Nie za wygodnie? - zapytałam ironicznie
- Całkiem przyjemnie tu masz. Chętnie zostanę.
- Po moim trupie. Dobra, złaź, jedźmy na tę przejażdżkę, bo inaczej nigdy się ciebie nie pozbędę - powiedziałam, a Bartmanowi zaświeciły się oczy i momentalnie był na nogach. Nie byłam zła, zażenowana też jakoś nie, przyzwyczaiłam się już do tego przygłupa, którego na moje nieszczęście zesłał mi los. W tamtej chwili po prostu chciałam zakończyć tę idiotyczną dyskusję(tylko czy w towarzystwie tego mężczyzny trafiały się inne?) zanim wszystko zabrnie ciut za daleko i oboje będziemy czuć się niezręcznie. Ale nie, przecież w rzeczywistości Bartmana nie istniało coś takiego, zresztą ja też nie byłam jakąś wielką cnotką, choć z pewnością nie byłam tak bezpośrednia jak on. Zgorzkniała? Nie wiem, być może, ale chyba doświadczenia i zawód, który wykonuję pozbawiły mnie jakiejś większej spontaniczności i beztroski. Właściwie to od zawsze byłam dosyć poważna, choć paradoksalnie w szkole średniej uchodziłam za "rozśmieszajkę", kogoś kto jednym trafnym komentarzem potrafił rozbawić całą klasę. Na ile to była tylko kreacja, wiem tylko ja sama, nigdy nie posiadałam przyjaciółki, z którą mogłabym dzielić tak bardzo osobiste temat, stąd też nie miałam możliwości wymiany punktu widzenia w tej kwestii. W tamtym czasie uważałam po prostu, że tak trzeba. Tymczasem jednak chwyciłam kluczyki zostawione na szafce w przedpokoju, przepuściłam gderającego o jakiś dwurdzeniowych silnikach Bartmana i zamknęłam drzwi.
- A mogę ja poprowadzić? - zapytał kiedy zeszliśmy na parking. Wydęłam usta, przewróciłam oczami, westchnęłam zrezygnowana i rzuciłam mu kluczyki.
- Tylko jeśli powiem, to natychmiast masz się zatrzymać, jasne? - powiedziałam dobitnie.
- Oczywiście królowo - rzucił w odpowiedzi i z zapraszającym gestem otworzył drzwi od strony pasażera. Na końcu języka miałam cięty komentarz, ale tylko pokręciłam głową i umościłam się na przednim siedzeniu. Po kilku sekundach Zbyszek znalazł się obok mnie i kiedy wytłumaczyłam mu co i jak, ruszyliśmy. Z początku trochę się stresowałam, bo to auto to moje oczko w głowie i marzenie odkąd skończyłam dziesięć lat, ale po chwili byłam już całkowicie rozluźniona. Jednego czego nie można było powiedzieć o Bartmanie, to tego, że był złym kierowcą. Słuchając paplaniny Zbyszka wymieszanej z odgłosami dochodzącymi z radia zapatrzyłam się na wieczorny Paryż. Po około piętnastu minutach kazałam mu zawracać. Oczywiście jak zwykle zaczął narzekać, ale przypomniałam mu, że jest już późno, a oboje mamy obowiązki, co w moim przypadku oznaczało pracę, a w jego treningi. Nie byłby sobą, gdyby nie wybrał okrężnej drogi, toteż powrót był nieco dłuższy.
- Naprawdę, wielkie dzięki - powiedział oddając mi kluczyki - Nieczęsto trafia się okazja, żeby poprowadzić taką wiekową, kultową brykę - dodał z uznaniem.
- Ma na imię Wanda - odpowiedziałam, a Zbyszek się roześmiał.
- Okej, a więc dziękuję za możliwość prowadzenia Wandy, jakkolwiek by to nie brzmiało - odparł z uśmiechem i ruszyliśmy w stronę drzwi do kamienicy. Kiedy dotarłam do mieszkania, zrzuciwszy z siebie ubranie od razu pomknęłam pod prysznic. To był cholernie wyczerpujący dzień, a jutro pewnie będzie jeszcze gorzej, głównie z uwagi na Erica. Opuściwszy łazienkę, odwiedziłam jeszcze kuchnię. Wypiłam szklankę soku i włożyłam pozostałe na blacie brudne naczynia do zmywarki. Po wejściu do sypialni z uśmiechem wrzuciłam do garderoby przyczynę dzisiejszego upadku Bartmana. Kładąc się do łóżka usłyszałam znajomy dźwięk nadchodzącej wiadomości. Sięgnęłam po telefon leżący na półce nad moją głową.
"Jeszcze raz dzięki za dzisiaj. Dobranoc, śnij o moim seksownym tyłku"
Długo nie musiałam myśleć, kto był nadawcą wiadomości.
"Bartman! Skąd, do cholery masz mój numer?"
Odpowiedź nadeszła bardzo szybko.
"Jak już wspominałem, ma się ten wdzięk i znajomości ;-)"
Czy on zawsze musi być taki zarozumiały?
"Dobra, nie wnikam"
Westchnęłam i już miałam odłożyć telefon, gdy nadeszła kolejna wiadomość:
"I bardzo dobrze :-) Ale liczyłem, że ty również życzysz mi dobrej nocy :-("
Szybko wystukałam:
"Dobranoc Bartman. I broń boże nie śnij o moim tyłku!!!"
Po chwili przyszła odpowiedź:
"Niepotrzebnie to powiedziałaś, mała ;-) (wyobraża sobie różne rzeczy)"
Uśmiechnęłam się pod nosem, odłożyłam komórkę uprzednio nastawiwszy budzik po czym niemal natychmiast zasnęłam.
___________________________________________
Przepraszam Was za to coś na górze co jakościowo jest chyba gorsze nawet od chleba z Biedronki. :( Moja wena i chęci, znów się gdzieś ulotniły.
Dziękuję niezastąpionej Łasicy, która jak zwykle mnie motywuje.
Zapraszam na aska - TU :) lub na gg - 49959397.
Na koniec coś ważnego...
Komentujcie, bo nawet nie wiecie jak mi to teraz potrzebne :( Mam ogromnego doła i zastanawiam się nad zawieszeniem tej opowieści, do czasu, gdy nie zaleje mnie fala pomysłów, co dalej.
Dziękuję, że jesteście,
India :*
Jakie gorsze od biedronki ?! To jest swietne opowiadanie i mam nadzieje, ze nie zawiesisz bloga..
OdpowiedzUsuńSkoro Gosia dala prowadzic Zibiemu swoja "kultowa bryke" to musiala mu zaufac ;D mam nadzieje, ze niedlugo beda razem ;D
Pozdrawiam <3
Ani mi się waż zawieszać!
OdpowiedzUsuńBlog jest świetny ;D
Rozdział też, chociaż szkoda, że tak krótki....
Jestem ciekawa co jutro wydarzy się w szpitalu... no i oczywiście co odstawi Bartman ;D
Czekam na next!
Krótki, to w moim przypadku chyba już norma. W następnym rozdziale będzie sporo o Ericu-Housie, więc mam nadzieję, że się spodoba :) Pozdrawiam :*
Usuńpisz dalej, absolutnie nie zawieszaj ! :D
OdpowiedzUsuńczekam na rozwinięcie sytuacji...i mam nadzieję, że coś się wydarzy pomiędzy Zibim a Gośką ! :D i to w najbliższym czasie ! :D
Cały czas coś się między nimi dzieje, pierwszą scenę łóżkową mamy już za sobą hahaha :D
UsuńTakie poranki to ja mogę mieć. Strasznie podobała mi się ta akcja z butami. A Gośka taka jakaś milsza dzisiaj. No nic zobaczymy jak to dalej będzie. Mam nadzieję że nie zawiesisz tego bloga bo będę bardzo smutna. Pozdrawiam Ania.
OdpowiedzUsuńNie smuć się, to tylko takie moje gadanie ;) A Gosia jakiś dobry dzień miała, to prawda, chyba Eric już ją za bardzo wykończył, więc nie miała siły do Bartmana :D Pozdrawiam :*
UsuńO nie! Zadnego zawieszania Siostro.
OdpowiedzUsuńSzpilki....kto by pomyslal, ze ten moj wrog moze sie az tak przydac?
Tez chce przejazdzke po Paryzu takim autem ^^
Skad ma numer....haha nie wnikam ^^
Dzien z Erickiem-juz nie moge sie doczekac ;)
Caluje goraco i czekam na nastepny
Za kilka lat się takim przejedziemy, spokojnie :* hahaha
UsuńBuziaki :*
Ja ci dam zawiesić :-P
OdpowiedzUsuńA kto jest tak odważny, że mnie szantażuje z anonima? :D Nie zawieszę, nie zawieszę:*
UsuńJest świetny :)
OdpowiedzUsuńJa cię przepraszam, że jestem dopiero dziś, ale pewnie zrozumiesz, szkoła sama się nie ogarnie ;/
OdpowiedzUsuńJa to się cały czas śmiałam, jak to Zbyś leżał naszej Gośce i sam się do siebie śmiał właściwie to z siebie chyba :P
I te ich filozoficzne rozmówki o Tyłkach :P
Nie wiem co tu napisać, ale bardzo mocno trzymam kciuki za ciebie, żeby znów zachciało ci się pisać :D
Pozdrawiam :*
Nie masz za co przepraszać, blog jest dostępny cały czas, więc spokojnie :)
UsuńZachce mi się zachce, ja tak zawsze gadam, trzeba się przyzwyczaić :D
Pozdrawiam :*
Nie masz prawa zawieszać,jest boski *o*
OdpowiedzUsuńdo następnego ! i zapraszam do siebie ;)
Dziękuję :* Nie zawieszam, to tylko takie moje gadanie :D jak będę mieć chwilę to wpadnę do Ciebie. Pozdrawiam;)
UsuńNadrobiłam! I powiem Ci, że jestem wzniebowzięta! :)
OdpowiedzUsuńZbyszek jest tak cholernie uroczy *.* I o dziwo, w przeciwieństwie do innych opowiadań, w których występował, tu go polubiłam :)
A co do całej historii to jego znajomość z Gośką jest jak na razie spokojna i stabilna, nasza pani doktor stara się trzymać go w bezpiecznej odległości od siebie ;) Ale ja wiem, po prostu to czuje, że zaraz się tu nieźle zadzieje! :D
Informuj mnie o nowościach, jeśli możesz :) Pozdrawiam ciepło! ;*
Nie wolno zawieszać, bo jest cudowny!
OdpowiedzUsuńZnalazłam twój blog niedawno, i w końcu udało mi się przeczytać wszystkie rozdziały, uf... i jestem zawiedziona sama sobą, ze dopiero teraz go znalazłam i przeczytałam :/
Wiesz co Ci powiem, Zibi w takiej postaci jest cholernie pociągający *_*
Wiedziałam, ze prędzej czy później scena łóżkowa pojawi się tu :D
Super rozdział, czekam na więcej z niecierpliwością.
Pozdrawiam serdecznie ;3
Ja Cię błagam,powróć!
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest niesamowite,proszę,wróć do Nas.
Nie możesz zostawić Gosi i Zbyszka!