niedziela, 23 marca 2014

ROZDZIAŁ 14





Złapałam windę i po chwili biegłam szpitalnym korytarzem w stronę gabinetu nr 340. Wpadłam zziajana do pomieszczenia i momentalnie wszystkie oczy zwróciły się na mnie.
- Na żywo wyglądasz jeszcze bardziej sexi - powiedział jakiś mężczyzna, a ja uniosłam brwi ze zdziwienia. Usłyszałam chichoty. Zaczerwieniłam się - po trochu ze zmęczenia po szaleńczym biegu, po trochu po bezwstydnej uwadze dr Erica. Zazwyczaj nie mam problemu z tego typu "komplementami", ale Eric bez wątpienia mnie tym zaskoczył. Starając się jak najciszej zamknąć za sobą drzwi, ruszyłam w stronę krzesła w odległym końcu sali.
- Masz Hikikomori? - spytał mężczyzna kiedy usadowiłam się na siedzeniu - Średnio jak na lekarza - przez salę przeszedł pomruk rozbawienia, a moje policzki przybrały kolor dojrzałej purpury. Szybko jednak zebrałam się w sobie i postanowiłam za wszelką cenę nie pokazywać mojego onieśmielenia i zdenerwowania. Podniosłam się z krzesła i usiadłam centralnie na przeciwko niego.
- Potrafię być bardzo towarzyska - rzuciłam zakładając nogę na nogę - tym razem śmiali się ze mną a nie ze mnie co było zdecydowanie mniej stresujące. Eric uśmiechnął się krzywo.
- Pomyślimy o tym - puścił mi oczko i przeniósł wzrok na pozostałych.
- Witam na stażu! Pomimo tego, że od teraz przez kilka najbliższych tygodni będziemy mogli podziwiać urocze walory panny Siedemnaście - zwrócił się w moją stronę z uniesionym kciukiem wskazując na mój dekolt - będziemy robić wiele innych rzeczy, niestety już nie tak bardzo fascynujących. - cofnął się w stronę tablicy i rozwinął projektor, na którym zobaczyliśmy czarno-białe zdjęcie mężczyzny.
- Kto to? - spytał bawiąc się wskaźnikiem. Odpowiedziała mu cisza - Spróbujcie, przecież nie zwolnię was za złą odpowiedź - zachęcił.
- James Dean - głos dobiegał gdzieś z piątego rzędu i kiedy odwróciłam się dostrzegłam, że należał do młodej kobiety.
- Zwalniam cię - skwitował Eric. Dziewczyna podniosła się niechętnie i wychodząc obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem, na które nie zwrócił najmniejszej uwagi.
- To Buddy Upson, aktor. Nie żyje. - powiedział mężczyzna z końca siedzący przy drzwiach.
- Upson przez jeden dzień grał żelaznego drwala w Czarnoksiężniku z Oz. Zdiagnozowano u niego alergię na aluminium używane przy charakteryzacji. Wysiadły mu płuca. Ledwo przeżył. Dlaczego?
- Powiedział pan alergia? - spytał facet na wózku inwalidzkim.
- Nogi masz do bani, ale uszy działają. Użyj ich. Powiedziałem: z d i a g n o z o w a n o  a l e r g i ę. - Kurczę, on się popisuje czy naprawdę taki jest?
- Ponieważ brakuje nam dziś ciekawego przypadku sprawdzimy co stało się Buddy'emu w trzydziestym ósmym. Chociaż nie może przez was umrzeć to wasze kariery wiszą na włosku. - Że co? Że niby mamy diagnozować zdjęcie? I jeszcze możemy przez to wylecieć? To lekka przesada, no ale cóż...Michel mnie uprzedzał. W tej samej chwili rozległ się dźwięk pagera. Eric spojrzał na niego i zerwał się do wyjścia:
- Do mojego powrotu chcę usłyszeć siedem diagnoz - rzucił wychodząc. I tego dnia już nie wrócił. Po trzech godzinach bezczynnego siedzenia do sali wszedł dyrektor i oznajmił, że Erickowi wypadło coś ważnego, możemy iść do domu i mamy przyjść jutro o dziesiątej. Westchnęłam zrezygnowana i spojrzałam na zegar. Trzynasta. Przez to wszystko zapomniałam, że jeszcze nic dzisiaj nie zjadłam. Jak na zawołanie odezwał się mój żołądek, który przypomniał o sobie głośnym burczeniem. Szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. W szatni zostawiłam fartuch, identyfikator i numer, a zabrałam torebkę i sweterek. Zakluczyłam szafkę i ruszyłam w stronę wyjścia na parking. Po drodze wstąpiłam do supermarketu, bo lodówka jak zwykle świeciła pustkami. Pół godziny potem byłam już pod kamienicą. Kiedy chciałam wjechać do bramy zorientowałam się, że ktoś zastawił przejazd białym BMW. No nie...znowu Bartman. Przewróciłam oczami. Dlaczego ja cały czas muszę wpadać na tego idiotę? Zatrąbiłam głośno. Zero reakcji. Drugi raz. Samochód ruszył, a ja w końcu mogłam swobodnie wjechać. Zaparkowałam na swoim miejscu. Kiedy wysiadałam usłyszałam krzyk:
- No nie! Nie wierzę! To serio TWÓJ samochód??!! Przecież to...przecież to... - Bartman z wrażenia zaczął się jąkać, a mnie zachciało się śmiać.
- Mustang z sześćdziesiątego siódmego. Oryginalny, sprowadzany ze Stanów przez mojego wujka. Prezent na osiemnaste urodziny. - powiedziałam spokojnie i uśmiechnęłam się ironicznie, a Bartman miał oczy wielkości pięciozłotówek.
- A ja się zastanawiałem, kogo to bryka... - powiedział. - Mogę się przejechać, proszeeee - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Nie - odpowiedziałam stanowczo.
- Proszeeeee!!! - skamlał Bartman i UPADŁ PRZEDE MNĄ NA KOLANA??!! Dobry Boże, do czego jest w stanie posunąć się facet, żeby przejechać się fajnym autem.
- Nie...teraz - dokończyłam widząc, że po negatywnej odpowiedzi był skłonny zejść jeszcze niżej. Zbyszek zerwał się z klęczek i uradowany pocałował mnie w czoło.
- Chyba mówiłam coś o całowaniu - upomniałam go, ale kiedy widziałam jego minę trzyletniego chłopczyka, który właśnie dostał klocki Lego, to mimowolnie się uśmiechnęłam.- Najpierw muszę coś zjeść, bo padam z głodu - zarekomendowałam i wyjęłam torby z jedzeniem z bagażnika. Jedna zaczęła mi się wyślizgiwać z ręki, więc szybko trzasnęłam drzwiczkami, żeby przytrzymać ją drugą dłonią.
- Rany, co ty robisz?! Nie wal tak! - krzyknął Bartman i czuje pogłaskał karoserię.
- To moje auto, więc mogę z nim robić, co mi się podoba. Daruj sobie takie uwagi. Poza tym, gdybyś mi pomógł, to nic by się nie stało. Korona by ci z głowy nie spadła. - skwitowałam.
- Chciałem pomóc, ale wiedziałem, że zaczniesz gderać, że sobie poradzisz, że jestem seksistowskim burakiem i takie tam. Ale skoro dostałem pozwolenie, to służę, madame. - skłonił się i wyjął mi z rąk torby, a ja zaczęłam się śmiać.
- Więc gderam, tak? - spytałam z uśmiechem kiedy szliśmy po schodach.
- Ooo tak i to strasznie. - wywróciłam oczami i dałam mu kuksańca. Wyjęłam klucze z torebki. Otworzyłam drzwi, skierowałam Zbyszka do kuchni, a sama poszłam otworzyć okna w salonie. Zahaczyłam jeszcze o łazienkę, a kiedy wróciłam do Bartmana, ten stał przy kuchence.
- Co ty robisz? - spytałam zdziwiona.
- Carbonarę.
- Fajnie, tylko czemu na mojej kuchence? - ten człowiek chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
- Bo powiedziałaś, że jesteś głodna - odpowiedział spokojnie i wziął się za siekanie cebuli. Pokręciłam głową i zerknęłam na patelnię.
- Ale ja nie kupowałam boczku.
- Przyniosłem od siebie. Nie moja wina, że tyle czasu w łazience siedziałaś.
- No dobra, dobra - powiedziałam i wyjęłam wyciskarkę do cytrusów. Po chwili do świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy dorzuciłam kilka kostek lodu. Z szafki wyjęłam talerze i szklanki i postawiłam wszystko na wyspie kuchennej.
- Długo jeszcze? - spytałam siadając na wysokim stołku.
- Jak się zrobi, to będzie - odpowiedział - Masz parmezan?
- W lodówce - powiedziałam popijając zimny sok i przyglądając się jego poczynaniom w mojej kuchni. Muszę stwierdzić, że gotując wyglądał całkiem...przyjemnie. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero głos Bartmana:
- Gośka, pobudka! Jedzenie gotowe.
- Fajnie wyglądasz jak gotujesz. - rany, serio powiedziałam to na głos? Zbyszek uśmiechnął się szelmowsko:
- Czyżby twoje zamyślenie wynikało z tego, że miałaś przyjemną wizję nas obojga na kuchennym blacie? - spytał ruszając brwiami.
- No i czar prysł - westchnęłam i zabrałam się do jedzenia. - Raju, Bartman, to jest pyszne!
- No wiadomo, ma się to doświadczenie - puścił mi oczko.
- A umiesz i jesz coś oprócz kuchni włoskiej? - spytałam z ironicznym uśmiechem.
- Zdarza się. Ale wiadomo, że włoska kuchnia jest najlepsza - roześmiał się na co ja wzniosłam oczy ku niebu.
- Jeeeny, ale się najadłam, nie mogę się ruszyć. - powiedziałam po kilkunastu minutach.
- To dobrze. Najadłaś się, więc możemy jechać - Zbyszek zaczął zacierać ręce z podekscytowania.
- Ooo, nie, nie ma mowy, muszę najpierw odpocząć. - Bartman wywrócił oczami i powiedziawszy głośne "Ooo Jezuu, co za kobieta" bezpardonowo wziął mnie na ręce i zaczął niebezpiecznie zmierzać do drzwi mojej sypialni.


_________________
Tak. Wiem. Dobrowolnie poddam się dowolnie wybranych przez Was torturom. Rozdział miał być już dawno, ale moja wena i ochota wyjechały na wakacje. No i wróciły, ale chyba są zmęczone po podróży i stąd wątpliwa jakość tego czegoś powyżej. Z góry przepraszam za wszystkie błędy i niedociągnięcia. Chciałabym podziękować mojej kochanej Łasicy, która mnie motywowała i dzięki temu chyba w ogóle udało mi się coś napisać - dziękuję Misia :* <3
Historia na jednoparty się pisze, a motywem przewodnim tym razem będzie piosenka. I tak sobie pomyślałam żeby raz na jakiś czas poddać się waszym sugestiom i życzeniom i napisać miniaturę z wybranym przez was siatkarzem. Co wy na to? Na http://une-fois-par-hasard.blogspot.com/ utworzyłam sondę przez którą możecie głosować. Napisałam kilka nazwisk na szybko, ale jeśli macie jakieś inne życzenia i propozycje to piszcie na 49959397 , ASK (to, że nie ma tam żadnych odpowiedzi, nie oznacza, że nie czytam informacji jakie zostawiacie ;) ) lub po prostu zostawcie komentarz.
\

12 komentarzy:

  1. Nie ma za co Kochana :)
    Zawsze służę pomocą bez pytania, nie co Bartman ;p
    Jezu...jak stesknilam sie za poczuciem humoru i stylem House'a ^^
    Teraz bede go miec co rusz. Kilka tygodni. Super!
    O Boze. To auto.... spelnienie marzen nie tylko mezczyzn, ja tez bym chciala ♥
    Co prawda dawno mialam 18-tke, ale moze na oczko lub 30? Nie obraze sie.
    Tez zjadlabym carbonare. Zapraszasz? ;)
    Caluję serdecznie i zmykam na drugi Twoj blog. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na jednopartach to jeszcze trochę, póki co to mam tylko luźne notatki. Ale w tym tygodniu będzie na pewno. :) Co do mustanga to marze o nim od kiedy kiedyś wujek mnie nim przewiózł(ale to byl chyba ten z roku 70) <3 A co do carbonary to wiesz, że zawsze jesteś u mnie mile widziana, tylko przywieź składniki ^^ no i jeszcze różne pyszności zostały po wczorajszych imieninach Bogdana, także wpadaj hahahaha :D Buziaki :*

      Usuń
    2. A co dobrego zostalo po imieninach?
      Moniki juz nie bedzie? ^^
      Biore skladniki i jade do Ciebie ;)

      Usuń
    3. Nie będzie :)
      No pyszne sałateczki jeszcze zostały i serniczek, więc zapraszam :)

      Usuń
  2. Ten doktorek razwala system ;d
    Bartman zreszta tez. A jak widze jego desperacje, zeby przejechac sie autem Goski to chce mi sie smiac xd
    Swoja droga, ona chyba zaczna patrzec na Zbyszka troszeczke inaczej xd ale znajac zycie,na to zeby byli razem to troche sobie poczekamy ;d
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile w ogóle będą. Nic jeszcze nie wiadomo ;)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Stęskniłam się za tym serialem. Rozdział jest świetny ;)
    Facet dla niektórych rzeczy jest w stanie zrobić wszystko.....
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku wszystkim okazało się spaghetti carbonara :D
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie ;)

      Usuń
  4. A Zybsław jak zwykle coś wymyślił a ty jak zwykle przerwałaś w takim momencie. Ale wybaczam. Fajnie że coś w końcu dodałaś. Pozdrawiam Ania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, no taki już jego urok. I mój, że lubię przerywać w takich momentach ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Tak zdenerwowany facet, który zrobi wszystko, żeby tylko przejechać się samochodowym cackiem to dla mnie komiczny widok :p
    Się pantoflarzem bez żony zrobił :p
    Wiesz jak ja Housa uwielbiam :D A House w wydaniu kobiecym jest lekiem na całe zło, które mnie otacza ;)
    Pozdrawia,
    Dzuzeppe :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ci mężczyźni i ich prymitywne zachowania :D A House ma pomagać, to w końcu lekarz :D

      Usuń