Dobra. Spokojnie. Przecież nikt nawet tego nie pamięta no nie?
Byliśmy pijani, alkohol zaszumiał nam w głowie...kwestię, że akurat MNIE
zaszumiał najbardziej pragnęłabym pominąć. Usiłowałam sobie wmówić, że to w
ogóle się nie zdarzyło, ale za każdym razem na nowo czułam smak jego ust i
ciepło rozlewające się po moim ciele. Gośka!
– wrzasnęłam w duchu do samej siebie – Przyznaj
się wreszcie, że Zbyszek ci się PODOBA! Nie, nie, chwila, zaraz, stop. To
jakaś kompletna i piramidalna bzdura! Kogo
ty chcesz oszukać dziewczyno…Moja podświadomość jest dziś wyjątkowo
gadatliwa, psia krew. Westchnęłam ze złością.
- To nie miało tak być… – tym razem wypowiedziałam swoje myśli na
głos. Miałam być samodzielną, niezależną kobietą, trzymającą osobników płci
męskiej na dystans. Duży dystans. A tymczasem? Nie mija kilka miesięcy, a ja
wpadam w sidła czegoś, czego nawet nie jestem w stanie jednoznacznie nazwać.
Przyjaźń? Zauroczenie? Żaden wyraz, który przychodził mi do głowy nie był w
stanie określić relacji między mną, a Bartmanem. To totalnie chore. Od tego
wszystkiego jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa. Nigdy więcej alkoholu…myślałam masując skronie. Już miałam wstawać,
żeby jakoś ukoić się kąpielą, ale powstrzymał mnie dziwny hałas. Ktoś. Tutaj.
Jest. Momentalnie się dobudziłam, choć nadal czułam jakbym dostała obuchem w
głowę. Podeszłam do drzwi ostrożnie je uchylając. W kuchni, przy kuchence stał
Bartman. O cholera. Czy jest jeszcze coś o czym nie wiem?! Żołądek podszedł mi
do gardła, a ja poczułam, że dłużej już nie wytrzymam. Zwymiotowałam. Sama nie
wiem czy ze stresu czy z powodu zatrucia alkoholem. Zbyszek natychmiast znalazł
się obok mnie w łazience. Był wyraźnie rozbawiony.
- Co cię tak bawi?! – wychrypiałam przysiadając na brzegu wanny i
przyciskając policzek do zimnych kafelek. O jezu…Zamknęłam oczy.
- Następnym razem może lepiej trochę przystopuj z drinkami – i czego
się głupio uśmiechasz?!
- Nie będzie następnego razu – jęczę.
- Chodź – powiedział wyciągając do mnie rękę – Musisz coś zjeść i
napić się kawy – pokręciłam przecząco głową.
- Najpierw mi powiesz co tu robisz - uniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
Zielone. Kurde, co się ze mną dzieje?! Do diabła z tym wszystkim…Bartman przez
chwilę wydawał się być zaskoczony.
- No cóż…po tym jak spędziliśmy razem upojną noc, pomyślałem, że
zrobię śniadanie i takie tam…- ŻE CO?! Zbyszek chyba zauważył, że barwa mojej
twarzy zmierza ku niebezpiecznej zieleni i parsknął śmiechem.
- Żartowałem – poczułam niepokój. A co jeśli on kłamie? Niby nic
za bardzo na to nie wskazywało, takie rzeczy się czuje, poza tym, PO TYM zawsze
swędzą mnie uszy. Ale kto tam wie?
- Rany, Zbyszek…
- Hej, Gosiaczku, spokojnie! Wiem, że masz mnie za
szowinistycznego, zarozumiałego gbura, ale nie jestem typem, który wykorzystuje
pijane kobiety, chociaż przyznam, cholernie ciężko było ci odmówić – matko
święta, jak to ODMÓWIĆ?! Jeszcze dziś zapisuję się do kampanii antyalkoholowej.
- Zostałem tu, bo u mnie zabrakło miejsca, znajomi z Polski
wylatują dopiero dzisiaj. Spałem na kanapie, mimo że namawiałaś mnie, żebym
spał z tobą, bo łóżko jest duże – i znów ten ironiczny uśmiech, który tym razem
mi nie przeszkadzał, bowiem wypełniało mnie bezbrzeżne uczucie ulgi. Mówicie co
chcecie, ale ja mu wierzę. Nic nie zaszło. Oprócz
pocałunku – głosik w mojej głowie znów o sobie przypomniał.
- To co z tą kawą? – ucięłam temat z uśmiechem podnosząc się i
opuszczając łazienkę.
- 33- letni cieśla z narcyzmem,
manią wielkości i omamami – Eric rzucił teczki na stół, ruszył do blatu
i uruchomił czajnik elektryczny.
- Ale on nie ma omamów – Dider zebrał się na odwagę. James cmoknął
zniecierpliwiony, napełnił kubek wrzątkiem i odwrócił się w naszą stronę.
- Nie mówię o nim, tylko O NIM – z dramaturgią wskazał palcem
sufit i zrobił znak krzyża.
- Mamy zdiagnozować Jezusa? – coraz bardziej uodparniałam się na
dziwne metafory i pomysły Erica.
- Słyszał głosy i podawał się za syna bożego – wtrąciła Agnes –
Schizofrenik.
- Ale tak po prostu? – to wszystko było jakieś podejrzane..
- Siedemnaście, Didier, pogrzebcie mu w mózgu i dajcie znać jak
coś znajdziecie – zastanowił się chwilę – jak nic nie znajdziecie, to szukajcie
aż coś znajdziecie. Idę na lunch – dodał beztrosko i Eric żwawo opuścił pomieszczenie.
~~***~~
Wychodząc ze szpitala zerknęłam na ekran telefonu. 5 nieodebranych
połączeń i jeden SMS. Zbyszek. Napisał, żebym przyjechała nad Sekwanę do parku
Vincennes. A temu co znów odbiło? Mamy
połowę stycznia, jest zimno! Wybrałam jego numer.
- Zbyszek, do cholery, po kiego grzyba mam przyjechać do jakiegoś
parku? – zaczęłam, zanim zdążył powiedzieć „halo” – po drugiej stronie cisza.
- Bo mi się nudzi – powiedział po chwili.
- A trening?
- Odwołali – westchnął – cały plan dnia mi rozwalili – miał ton
naburmuszonego dziecka. Niekontrolowanie się roześmiałam.
- I dlatego pojechałeś do parku? Nie mogłeś pooglądać telewizji,
czy coś?
- Nie. No przyjedź… - przewróciłam oczami i odpaliłam Wandę.
- Dobra, będę za dziesięć minut.
Ani ja, ani Zbyszek nie powracaliśmy do sytuacji z sylwestra i
obojgu nam to odpowiadało. Ale oboje również czuliśmy, że relacja między nami
się zmieniła. Ludzie na ogół nazywają to przyjaźnią, ale ja jakoś nie
potrafiłam spojrzeć na to tak dostatecznie jasno i konkretnie. Nie
zastanawiałam się nad tym. Bartman po prostu był, jego obecność przestała mi
przeszkadzać, a nawet wręcz przeciwnie. Co nie zmienia faktu, że nadal uważam
go, za idiotę i dupka, ale on o tym wie i to akceptuje, tak samo jak ja
toleruję momenty, gdy mówi do mnie „Gosiaczku” lub wygłasza uwagi na temat
mojego tyłka. Oboje jesteśmy trudnymi ludźmi i mamy tego świadomość.
Kiedy znalazłam się na terenie parku, bez trudu go odnalazłam.
Jego granatową kurtkę i nieprzeciętną budowę ciała dostrzegłam już z daleka.
Stał nad brzegiem rzeki i…karmił kaczki. Wyglądał przy tym niezwykle śmiesznie,
więc zanim do niego podeszłam, zrobiłam mu kilka zdjęć.
- No nareszcie jesteś, umieram z nudów.
- Jesteś nienormalny – skwitowałam i usiadłam na ławce. Po chwili
usłyszałam dźwięki zwiastujące połączenie przychodzące. Sięgnęłam do kieszeni
po komórkę. Nie to niemożliwe. Upuściłam telefon na ziemię. Zbyszek podszedł do
mnie zaniepokojony.
- Gosia? – spytał niepewnie – Wszystko w porządku? Masz dziwną
minę. – no pewnie, że dziwną. A jaką mam mieć. Na wyświetlaczu zobaczyłam
numer, który doskonale wrył mi się w pamięć, a którego już nigdy miałam
nadzieję nie zobaczyć. Dzwonił Paweł. Zbyszek podał mi telefon i włożył mi go w
dłonie. Nie. Chciałam, żeby wyrzucił go do rzeki.
- Muszę iść – zdołałam wydusić i podniosłam się, ale zatrzymał
mnie łapiąc za ramię.
- Nigdzie nie idziesz – oznajmił i usiadł obok mnie na ławce – Nie
ruszysz się stąd dopóki nie powiesz mi o co chodzi. Pokręciłam głową. Złapał
mój podbródek i zmusił bym na niego spojrzała.
- Wiem, że ktoś się skrzywdził. Ale musisz zrozumieć, że nie
wszyscy są tacy sami. Daj sobie pomóc, zaufaj. Musisz pozbyć się uprzedzeń. –
no to się pozbyłam. Powiedziałam mu wszystko.
___________________________
Mam Wam do przekazania dwie, a właściwie trzy rzeczy.
Na początek przeprosiny. Głupio mi tym bardziej, że ostatnio pod każdym rozdziałem przepraszam. Ale to się zmieni, obiecuję. Śpiesząc z wyjaśnieniami: najpierw pod koniec wakacji czekał mnie wyjazd nad morze, a potem zaraz zaczynała się szkoła i MŚ. I powiem Wam jedno: ciężko było pogodzić te dwie sprawy o blogach i pisaniu nie wspominając. Ale wszyscy od tygodnia cieszymy się ze złota, więc mam nadzieję, że mi wybaczycie tą obsuwę. I jeszcze jedna rada: jeśli zastanawiacie się nad wyborem liceum dwujęzycznego to nie róbcie tego. Chyba, że lubicie ślęczeć po nocach nad książkami i w szkole spędzać większość dnia. Serio. Nie polecam.
Drugą sprawą są Wasze opowiadania i blogi. I tu również pragnę Was przeprosić. Zawsze sobie wszystko zapisuję, żeby nie zapomnieć i z moich notatek wynika, że nadrobiłam już chyba wszystko co miałam do nadrobienia. Niestety nie wyglądało to tak, jakbym chciała i pod rozdziałami nie pojawiły się moje komentarze. Bardzo Was za to przepraszam, ale internet również mnie ostatnio nie rozpieszczał i niektóre rozdziały po prostu w biegu zgrywałam sobie na telefon, żeby móc je przeczytać. Wiem jak ważne są opinie czytelników, dlatego obiecuję, że będę na bieżąco, zarówno z rozdziałami jak i z komentarzami. Mam nadzieję, że już nigdy nie powtórzy się taka sytuacja, bo uwierzcie lub nie, ja naprawdę lubię pisać u Was komentarze. Jeszcze raz przepraszam i ponownie proszę o wybaczenie.
Ostatnią sprawą, o której chciałam napisać to fakt, że eteryczno-erotyczna powoli zbliża się ku końcowi. Jak byście widziały zakończenie tej historii? Jestem bardzo ciekawa :)
No to tyle. Następny rozdział za dwa tygodnie, chyba, że wyrobię się wcześniej.
Dajcie znać, że jesteście, że nie zapomnieliście.
Ściskam,
India ♥
PS Przepraszam za błędy.
Jestem nie zapomniałam czekam na kolejny :) nie koncz go jeszcze jest swietny co ja bede czytac :P pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńWarto było czekać, oj warto! ;)
OdpowiedzUsuńZbyszek, jak każdy ma jakieś wady, ale tak naprawdę okazuje się świetnym facetem :) Jak widać można się z nim pośmiać, pożartować, ale jak ma się jakieś problemy to wysłucha i (być może, a w sumie to najprawdopodobniej XD) pomoże :D
I choć lubię nieszczęśliwe zakończenia to tym razem chcę by wszystko się ułożyło, a Gośka była z Bartmanem! :D
No więc, już tak na koniec.. liczę, że nie pozwolisz by ta dwójka cierpiała i wszyscy razem będziemy cieszyli się z pięknego, szczęśliwego zakończenia! :)
3maj się, buziaczki :*
Na pewno chciałabym szczęśliwe zakończenie :) I kolejną twoją historię!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Zbyszek jakoś jej pomoże...
Czekam na next!
nieeeeeee kończ!!!!! :) A jeżeli koniecznie chcesz skończyć to niech to będzie HAPPY END :)pozdrawiam Karolina
OdpowiedzUsuńInnego zakończenie jak szczęśliwe nie chcę widzieć! Gosia nam się zakochała <3
OdpowiedzUsuńPodsunęłaś mi pomysł z tym spisywaniem komentarzy do rozdziałów na kartce. Powiem ci że to niezły pomysł. I zacznę tak robić.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to myślę, że Zbyszek okłamał Gosię i jednak się przespali, a za kilka miesięcy czeka ich mała niespodzianka. Taka moja dziwna teza. To, że powiedziała mu wszystko to świadczy o dużej odwadze i zachowaniu. Oby to był krok do jeszcze większego polepszenia ich relacji.
Pozdrawiam :*
Kochana, na samym początku chciałabym Cię przeprosić, że dopiero dziś mój komentarz się pojawia, ale w końcu mam dostęp do neta (akademik polibudy ;/)
OdpowiedzUsuńMyślę, że Gosia jornełaby się, że coś tam miała...- hahaha!
Co do Pawła- kurwa! Patka co Ty kombinujesz?! (musisz zmącić nieco, co nie? :) )
Jak to już koniec?- może nadrobisz jednoparty. lub cuś nowego będziesz pisać ^^
Jak wyobrażam sobie zakończenie?
Chciałabym, żeby byli razem mimo że są wybredni i cholernie im będzie trudno. Ale która z nas nie chce słuchać komplementu o swoim tyłku? :)
Choć znając Ciebie wcale mnie nie zdziwi, gdyby Gośka zwiała tak daleko jak pieprz rośnie przed miłością i Pawłem?
Generalnie czekam na środę!
Oraz zakończenie bloga i JEDNOPARTA!
Buziaki przesyłam
Jestem i ja, niosąc wraz z sobą przesłanie, że radość zagościła w moim sercu na sam koniec tego rozdziału. Tak po prostu zaczęłam się cieszyć, że Gosia wysiliła się na to, żeby powiedzieć Zbyszkowi całą prawdę o Pawle :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że ten całkowity przypadek i wiadomość, którą się z nim podzieliła wpłynie na niech w taki sposób, który zbliży ich do siebie, zapoczątkuje coś, co przerodzi się w prawdziwą przyjaźń,
A skoro już przy przyjaźni damsko-męskiej, to ostatnio czytałam, że związki opierające się na początku na przyjaźni są trwalsze i lepsze :D Więc, Gosiu, Zbyszku, do dzieła :D
Całuję :*
Ps. Zapraszam serdecznie na epilog na http://swiatla-zaprowadza-cie-do-domu.blogspot.com/ oraz na jej kontynuację pokazaną w lekko zmienionej narracji :P